wtorek, 9 października 2012

Jura Krakowsko-Częstochowska, Rowerowym Szlakiem Orlich Gniazd 2011


Jura Krakowsko-Częstochowska, czyli wzdłuż i Rowerowym Szlakiem Orlich Gniazd 2011



Już dawno mi to chodziło po głowie, żeby się rowerem wybrać na Jurę. Zamki i architektura obronna od grodu po bunkier to jest to co lubię od dziecka. Dotychczas moja znajomość tematu ograniczyła się do paru zamków i doliny Prądnika. No i wygospodarowałem 4 dni , namówiłem Janusza i pojechalim...
Plan był taki, że pojedziemy Rowerowym Szlakiem Orlich Gniazd z modyfikacjami, jednak właściwie jechaliśmy lokalnymi drogami wzdłuż tego szlaku. Spytacie dlaczego? Po prostu nie lubię jeździć rowerem po piachu, krzokach i kamolach. Piechota mogę, ale dwoma kółkami nie. Poza tmy mam opony sliki i średnio sobie w terenie radzą. Za to preferuje jeździć daleko i długo po drogach. To w ramach wstępu.
Tak więc umówiłem się w Krakowi ok.15 w sobotę 20ego sierpnia z Januszem, który jechał tam PKP z Puław. Jako, że mieszkam w świętokrzyskim postanowiłem te 110km dojechać rowerem.

Pogoda ładna, niezbyt gorąco. Jednak jak to w życiu bywa dął cholerny zachodni wiatr w oczy i z namiotem i sakwami telepało mną trochę.

Niemniej jednak przez te 5h pokonałem wspomniany dystans jadąc 79tką przez Nowa Hutę, kupiłem alumaty i po spotkaniu z Januszem zaczęliśmy się przepakowywać. Potem zaczęliśmy długi proces wyjeżdżania z Krakowa. Po drodze zahaczyliśmy o sklep robiąc zakupy i ul. Balicka opuściliśmy miasto kierując sie do zamku Tenczyn.

Na miejsce docieramy ok.19stej. Obok trwa wiejski festyn. Mamy już jechać dalej, gdy spostrzegam , że mam przebite przednie koło. Tak więc już wiem, gdzie biwakujemy dziś. Dentkę zmieniam po ciemku, namiot rozbijamy jakieś 100m obok trwające3j imprezy naprzeciw zamku i idziemy spać.

Rano pogoda super, słońce dogrzewa. Jemy śniadanie i wyruszamy. Mój plan to przebić się jakoś do Doliny Prądnika. Dojeżdżamy więc do 79tki , potem zaś kierujemy się na 94ke na Olkusz. Nie odbyło się bez perypetii bo moja mapa nie przewidziała rozbudowy tejże drogi i nowej obwodnicy. Jakoś jednak na 94ke trafiliśmy i dalej na wschód.

Po drodze zahaczyliśmy o zamek Korzkiew

Budowla mała, w rekach prywatnych, jednak przyjemnie sie patrzy :).

Poźniej wjechaliśmy bezpośrednio do Doliny Prądnika od południa. Jazda tam to prawdziwa przyjemność. Gdyby tylko nie te tłumy...
W obleganym źródełku nabieramy wodę, gdyż grzej nieznośnie i ruszamy dalej, do Ojcowa. Następnie kierujemy się dorgą na Olkusz.

Po drodze niesposób pominąć Pieskową Skałę, także poświęcamy jej chwilę. Później prosto na Olkusz, gdzie docieramy około 15stej. W supermarkecie robimy zakupy i dalej w drogę.

Pod zamek w Rabsztynie wciągamy rowery, lecz niemożliwe jest wejście w obręb murów. Za opłata udostępniona jest tylko wieża bramna, z której zwiedzenia rezygnujemy.

Następnie lokalnymi drogami kierujemy się do Bydlina gdzie naprzeciw kościółka/kaplicy znajdują się ruiny obronnej wieży/kościoła. Bo obejrzeniu wspomnianego miejsca odkrywam, że ty razem tylnie koło w moim rowerze jest przebite. Jakby kto myślał, że nie można, to można przebić dzień po dniu. :D. Pytam spotkanych rowerzystów o klej ale nie mają, a drugiej zapasowej dętki poza przebita nie mam. No cóż, trzeba zrobić starym dobrym sposobem. Pompuję koło i jadę aż ujdzie powietrze.

Ujechałem daleko, bo aż do kolejnego zamku w Smoleniu i tam po zwiedzeniu ruin pożyczyłem w końcu klej od rowerzysty i skleiłem "wczorajszą" dętkę z zamiarem przełożenia jej na noclegu. Było już koło 19stej gdy po ugotowaniu spóźnionego obiadu i spałaszowaniu go opuściliśmy to miejsce kierując się na Podzamcze. Po drodze kilka razy pompowałem koło i rozglądałem się za miejscem na nocleg...., aż dojechaliśmy do zamku Ogrodzieniec ;D


Tam po wniesieniu rowerów na płaskowyż skalny znaleźliśmy skrawek wolnego miejsca i urządziliśmy biwak, ze spektakularnym widokiem. Po telefonicznym zasięgnięciu informacji dowiadujemy się, że jutro ma lać cały dzień od rana. Z ta myślą idziemy w kimono...
W poniedziałek od rana zabraliśmy się za oglądanie ruin zamku Ogrodzieniec.

Nie trwało to zbyt długo, także po zakupach w lokalnym sklepie skierowaliśmy się na górę Birów.

Tam znajduje się świeża rekonstrukcja średniowiecznego grodu, istniejącego bezpośrednio przed wybudowaniem zamku. Postanowiliśmy więc poczekac przed wejściem te pare minut jakie pozostało do otwarcia i zobaczyć obiekt od wewnątrz.
No i weszliśmy za 3,5zł jak dla nas. Zabudowa skromna, jednak wg przewodnika wedle oryginału. W cenie biletu od oprowadzającej kobitki można było dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy. Zdecydowanie nie żałuję, że się tu zatrzymaliśmy. Kolejnym punktem wycieczki był Zbiornik Siamoszyce, gdzie postanowiliśmy się trochę wymoczyć ;D i przez to wydłużyliśmy trasę.

Wejście na plaże kosztowało 4zł, także znalazłem alternatywę i była kąpiel za free Abstrah...jąc od tematu jak widać na zdjęciach całodniowych opadów nie było, za to temperatura oscylowała blisko 30stopni. Następnie odwiedziliśmy zamek w Morsku. Ruiny położone na wzniesieniu w środku lasu jakoś mnie nie zachwyciły. Nie wiem czemu spodziewałem się trochę więcej zobaczyć w tym miejscu.
Zjazd od obiektu do drogi nr 792 na Żarki przebiegał czerwonym szlakiem rowerowym drogą piaszczystą. Z góry jeszcze jakoś się jechało, jednak podjazd z sakwami oznaczałby z pewnością prowadzenie roweru. 792ka kierujemy się na Kotowice i do Mirowa.
Przed nami zamek Mirów - a raczej jego imponujące pozostałości, górujące nad otoczeniem i świadczące o świetności złotych czasów. Teraz niestety ruina, bez perspektyw z powodu braku porozumienia z konserwatorem zabytków. Z Mirowa do Bobolic prowadzi asfaltowa ścieżka rowerowa.

A sam zamek jak z bajki. Renowacja jeszcze w trakcie, ale tu widać progres niesamowity. Od blank na murach po gont na wieżach i most zwodzony. Do tego praca wre, a wkoło pracują robotnicy. Cena 10zł za zwiedzenie 2 odnowionych komnat jakos nas odstrasza - jednak z pewnością trzeba przyjechać tu po ukończeniu prac.

I jeszcze jedno zdjęcia - obiekt zdecydowanie warty zobaczenia. Z Bobolic kierujemy się do Łutowca.

Niestety - po widniejącej na mapie strażnicy została tylko skała i dosłownie garstka kamieni. Następnie kierujemy sie na Żarki i Janów.

Postój robimy przy dawnym zamku w Ostrężniku, którego założenie i resztki murów imponują po dziś dzień. Tam także robimy spóźniony obiad i przed 19stą ruszmy w dalsza drogę. Ostatnim celem już jest Olsztyn, do którego dojeżdżamy drogami lokalnymi i ostatni kilometry droga nr 46 na Częstochowę.

Do zamku docieramy wieczorem i po ostatnich zakupach w lokalnym sklepie taszczymy rowery na górę.

Następnie gotujemy co jeszcze zostało do późnych godzin nocnych i idziemy spać.

Wita nas słoneczny ranek, czas się zebrać do domów. Poświęcamy jeszcze dłuższą chwilę na obejście wzgórza zamkowego i schodzimy do Olsztyna. Tu już się rozdzielamy - Janusz jedzie do Częstochowy i stamtąd na PKP do Puław, ja zaś mam dziś do pokonania ponad 160km jakie dzielą miejsca miejsca zamieszkania. Dystans pokonuję do godz. 17, nie spiesząc się zbytnio i jadąc cały dzień pod wiatr, który akurat dzis musiał się zmienić na wschodni. Ma się to szczęście ;).

 Słowem podsumowania wycieczka jak dla mnie nieco ponad 500km. (nie pisze dokładnie gdyż licznik mi szwankuje i nieraz wyłącza się na dobrych parę kilometrów i to dość często). Odliczając od tego dojazdy wychodzi jakieś 220km po samej Jurze. Przejechaliśmy to w sumie w 2 dni (godzina jazdy pierwszego dnia już nie wliczam;]), jednak aby zrobić na spokojnie ta trasę trzeba minimum 3, a i przez 4 nie byłoby nudno. Pozdrawiam

1 komentarz:

  1. Trasa świetna. W 2004 z obecnym mężem objechalismy wszystkie zamczyska. Zahaczyliśmy z Tenczyna o Bąkowiec i skansen, a Bobolice wówczas - to była tylko ściana:). Mamy swoję "metę" na jurze więc co roku tam wracamy. Pozdrawiamy rowerowo :)) Kasia i Rafał

    OdpowiedzUsuń