Już dawno mi to chodziło po głowie, żeby się rowerem
wybrać na Jurę. Zamki i architektura obronna od grodu po bunkier to jest to co
lubię od dziecka. Dotychczas moja znajomość tematu ograniczyła się do paru
zamków i doliny Prądnika. No i wygospodarowałem 4 dni , namówiłem Janusza i
pojechalim...
Plan był taki, że pojedziemy Rowerowym Szlakiem Orlich
Gniazd z modyfikacjami, jednak właściwie jechaliśmy lokalnymi drogami wzdłuż
tego szlaku. Spytacie dlaczego? Po prostu nie lubię jeździć rowerem po piachu,
krzokach i kamolach. Piechota mogę, ale dwoma kółkami nie. Poza tmy mam opony
sliki i średnio sobie w terenie radzą. Za to preferuje jeździć daleko i długo
po drogach. To w ramach wstępu.
Tak więc umówiłem się w Krakowi ok.15 w sobotę 20ego
sierpnia z Januszem, który jechał tam PKP z Puław. Jako, że mieszkam w
świętokrzyskim postanowiłem te 110km dojechać rowerem.
Pogoda ładna, niezbyt gorąco. Jednak jak to w życiu bywa dął
cholerny zachodni wiatr w oczy i z namiotem i sakwami telepało mną trochę.
Niemniej jednak przez te 5h pokonałem wspomniany dystans
jadąc 79tką przez Nowa Hutę, kupiłem alumaty i po spotkaniu z Januszem
zaczęliśmy się przepakowywać. Potem zaczęliśmy długi proces wyjeżdżania z
Krakowa. Po drodze zahaczyliśmy o sklep robiąc zakupy i ul. Balicka opuściliśmy
miasto kierując sie do zamku Tenczyn.
Na miejsce docieramy ok.19stej. Obok trwa wiejski festyn.
Mamy już jechać dalej, gdy spostrzegam , że mam przebite przednie koło. Tak
więc już wiem, gdzie biwakujemy dziś. Dentkę zmieniam po ciemku, namiot
rozbijamy jakieś 100m obok trwające3j imprezy naprzeciw zamku i idziemy spać.
Rano pogoda super, słońce dogrzewa. Jemy śniadanie i
wyruszamy. Mój plan to przebić się jakoś do Doliny Prądnika. Dojeżdżamy więc do
79tki , potem zaś kierujemy się na 94ke na Olkusz. Nie odbyło się bez perypetii
bo moja mapa nie przewidziała rozbudowy tejże drogi i nowej obwodnicy. Jakoś
jednak na 94ke trafiliśmy i dalej na wschód.
Po drodze zahaczyliśmy o zamek Korzkiew
Budowla mała, w rekach prywatnych, jednak przyjemnie sie
patrzy :).
Poźniej wjechaliśmy bezpośrednio do Doliny Prądnika od
południa. Jazda tam to prawdziwa przyjemność. Gdyby tylko nie te tłumy...
W obleganym źródełku nabieramy wodę, gdyż grzej nieznośnie i
ruszamy dalej, do Ojcowa. Następnie kierujemy się dorgą na Olkusz.
Po drodze niesposób pominąć Pieskową Skałę, także poświęcamy
jej chwilę. Później prosto na Olkusz, gdzie docieramy około 15stej. W
supermarkecie robimy zakupy i dalej w drogę.
Pod zamek w Rabsztynie wciągamy rowery, lecz niemożliwe jest
wejście w obręb murów. Za opłata udostępniona jest tylko wieża bramna, z której
zwiedzenia rezygnujemy.
Następnie lokalnymi drogami kierujemy się do Bydlina gdzie
naprzeciw kościółka/kaplicy znajdują się ruiny obronnej wieży/kościoła. Bo
obejrzeniu wspomnianego miejsca odkrywam, że ty razem tylnie koło w moim
rowerze jest przebite. Jakby kto myślał, że nie można, to można przebić dzień
po dniu. :D. Pytam spotkanych rowerzystów o klej ale nie mają, a drugiej
zapasowej dętki poza przebita nie mam. No cóż, trzeba zrobić starym dobrym
sposobem. Pompuję koło i jadę aż ujdzie powietrze.
Ujechałem daleko, bo aż do kolejnego zamku w Smoleniu i tam
po zwiedzeniu ruin pożyczyłem w końcu klej od rowerzysty i skleiłem
"wczorajszą" dętkę z zamiarem przełożenia jej na noclegu. Było już
koło 19stej gdy po ugotowaniu spóźnionego obiadu i spałaszowaniu go opuściliśmy
to miejsce kierując się na Podzamcze. Po drodze kilka razy pompowałem koło i
rozglądałem się za miejscem na nocleg...., aż dojechaliśmy do zamku
Ogrodzieniec ;D
Tam po wniesieniu rowerów na płaskowyż skalny znaleźliśmy
skrawek wolnego miejsca i urządziliśmy biwak, ze spektakularnym widokiem. Po telefonicznym
zasięgnięciu informacji dowiadujemy się, że jutro ma lać cały dzień od rana. Z
ta myślą idziemy w kimono...
W poniedziałek od rana zabraliśmy się za oglądanie ruin
zamku Ogrodzieniec.
Nie trwało to zbyt długo, także po zakupach w lokalnym sklepie
skierowaliśmy się na górę Birów.
Tam znajduje się świeża rekonstrukcja średniowiecznego
grodu, istniejącego bezpośrednio przed wybudowaniem zamku. Postanowiliśmy więc
poczekac przed wejściem te pare minut jakie pozostało do otwarcia i zobaczyć
obiekt od wewnątrz.
No i weszliśmy za 3,5zł jak dla nas. Zabudowa skromna,
jednak wg przewodnika wedle oryginału. W cenie biletu od oprowadzającej kobitki
można było dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy. Zdecydowanie nie żałuję, że
się tu zatrzymaliśmy. Kolejnym punktem wycieczki był Zbiornik Siamoszyce, gdzie
postanowiliśmy się trochę wymoczyć ;D i przez to wydłużyliśmy trasę.
Wejście na plaże kosztowało 4zł, także znalazłem alternatywę
i była kąpiel za free Abstrah...jąc od tematu jak widać na zdjęciach całodniowych
opadów nie było, za to temperatura oscylowała blisko 30stopni. Następnie
odwiedziliśmy zamek w Morsku. Ruiny położone na wzniesieniu w środku lasu jakoś
mnie nie zachwyciły. Nie wiem czemu spodziewałem się trochę więcej zobaczyć w
tym miejscu.
Zjazd od obiektu do drogi nr 792 na Żarki przebiegał
czerwonym szlakiem rowerowym drogą piaszczystą. Z góry jeszcze jakoś się
jechało, jednak podjazd z sakwami oznaczałby z pewnością prowadzenie roweru.
792ka kierujemy się na Kotowice i do Mirowa.
Przed nami zamek Mirów - a raczej jego imponujące
pozostałości, górujące nad otoczeniem i świadczące o świetności złotych czasów.
Teraz niestety ruina, bez perspektyw z powodu braku porozumienia z
konserwatorem zabytków. Z Mirowa do Bobolic prowadzi asfaltowa ścieżka
rowerowa.
A sam zamek jak z bajki. Renowacja jeszcze w trakcie, ale tu
widać progres niesamowity. Od blank na murach po gont na wieżach i most
zwodzony. Do tego praca wre, a wkoło pracują robotnicy. Cena 10zł za zwiedzenie
2 odnowionych komnat jakos nas odstrasza - jednak z pewnością trzeba przyjechać
tu po ukończeniu prac.
Niestety - po widniejącej na mapie strażnicy została tylko
skała i dosłownie garstka kamieni. Następnie kierujemy sie na Żarki i Janów.
Postój robimy przy dawnym zamku w Ostrężniku, którego
założenie i resztki murów imponują po dziś dzień. Tam także robimy spóźniony
obiad i przed 19stą ruszmy w dalsza drogę. Ostatnim celem już jest Olsztyn, do
którego dojeżdżamy drogami lokalnymi i ostatni kilometry droga nr 46 na
Częstochowę.
Do zamku docieramy wieczorem i po ostatnich zakupach w
lokalnym sklepie taszczymy rowery na górę.
Wita nas słoneczny ranek, czas się zebrać do domów.
Poświęcamy jeszcze dłuższą chwilę na obejście wzgórza zamkowego i schodzimy do
Olsztyna. Tu już się rozdzielamy - Janusz jedzie do Częstochowy i stamtąd na
PKP do Puław, ja zaś mam dziś do pokonania ponad 160km jakie dzielą miejsca
miejsca zamieszkania. Dystans pokonuję do godz. 17, nie spiesząc się zbytnio i
jadąc cały dzień pod wiatr, który akurat dzis musiał się zmienić na wschodni.
Ma się to szczęście ;).
Słowem podsumowania wycieczka jak dla mnie nieco ponad
500km. (nie pisze dokładnie gdyż licznik mi szwankuje i nieraz wyłącza się na
dobrych parę kilometrów i to dość często). Odliczając od tego dojazdy wychodzi
jakieś 220km po samej Jurze. Przejechaliśmy to w sumie w 2 dni (godzina jazdy
pierwszego dnia już nie wliczam;]), jednak aby zrobić na spokojnie ta trasę
trzeba minimum 3, a i przez 4 nie byłoby nudno. Pozdrawiam
Trasa świetna. W 2004 z obecnym mężem objechalismy wszystkie zamczyska. Zahaczyliśmy z Tenczyna o Bąkowiec i skansen, a Bobolice wówczas - to była tylko ściana:). Mamy swoję "metę" na jurze więc co roku tam wracamy. Pozdrawiamy rowerowo :)) Kasia i Rafał
OdpowiedzUsuń