poniedziałek, 8 października 2012

Bilet podróżnika PKP - czyli 7 miast w 48 godzin (30.07.-01.08.2010)


Bilet podróżnika PKP - czyli 7 miast w 48 godzin (30.07.-01.08.2010)


O bilecie podróżnika słyszałem już jakiś czas przed wyjazdem, ale jakoś nie było okazji spróbować. Jeśli ktoś nie wie, to zasady są proste – kupujesz jeden bilet za 65 zł (druga klasa) i możesz podróżować pociągami TLK od 19:00 w piątek do 6:00 w poniedziałek. Po niedługim przemyśleniu uznałem, że jest ciekawy sposób, aby na szybko zwiedzić parę polskich miast w weekend. Parę godzin siedziałem przy rozkładzie PKP na necie i dobierałem do siebie połączenia tak, aby trochę czasu w każdym mieście spędzić i brałem pod uwagę oczywiście opóźnienia polskiej kolei. Kolejne parę godzin drukowałem prowizoryczne mapki z google, każdego miasta i zaznaczałem ciekawe miejsca z numerkami, żeby iść wg jakiegoś planu (szkoda, że nie mam już żadnej z nich, naprawdę ciekawie wyglądały, rozczytywalne tylko dla mnie). I taki zestaw miałem przygotowany, pozostało tylko znaleźć "drugi element", który by był skłonny ze mną pojechać – bo samemu nudno przecież. Pisałem do kilku osób, w końcu zgodził się kolega z liceum. Oczywiście akurat w weekend, który wybraliśmy na wycieczkę podrożała cena BP i kosztował nas 70 zł. Ma się to szczęście.
Plan jest ambitny – od 19:00 w piątek, do 19:00 w niedziele "objedziemy" – Kraków->Szczecin->Gdańsk->Poznań->Gniezno->Bydgoszcz> Toruń, by przed 4:00 w poniedziałek wrócić do grodu Kraka.  
Spotykamy się w Krakowie koło południa, by poszwędać się jeszcze po tym mieście, o 19:00 siedzimy już w pociągu do Szczecina. Początkowo jest w miarę luźno, ale niebezpiecznie ludzi przybywa, dotąd aż tłum wypełnia korytarze. Dopiero potem uświadomiliśmy sobie, że przecież Woodstock w ten weekend. W Katowicach nasz przedział zapełnia się pasażerami z Katowic, którzy jadą nad morze. Towarzystwo dobre i wesołe, jednak za dużo czasu mu nie poświęcam – próbuje zasnąć. Siedzimy z boku od strony drzwi przedziału, naprzeciw siebie, także jest to możliwe (najkorzystniejsze miejsca – na miejscach innych niż boczne wyspać się nie da rady – przetestowałem to sam).
SZCZECIN
Do miast dojeżdżamy z niewielkim opóźnieniem – o 5.30. Mamy 5 godzin na to miasto. Najpierw jakieś śniadanie na pobliskiej ławce i ruszamy w miasto po punkcikach z mojej "profesjonalnej mapy".

Poczta
Urządzenia "portowe" o poranku

Rybka, ale chyba nie z Bałtyku

Bluszcz

Bulwar Wały Chrobrego

Akademia Morska

Punkcików było sporo więcej, ale co ja będę wszystkimi zanudzał. W mieście znajdujemy jeszcze centrum handlowe (nie pamiętam nazwy), gdzie robimy jakieś zakupy i zmierzamy w stronę dworca. Pociąg przyjeżdża w miarę punktualnie, więc mogę przyjąć, że opuszczamy Szczecin zgodnie z rozkładem – 10:32.


GDAŃSK
Do miasta przyjeżdżamy z niewielkim opóźnieniem, około 15:30. Chwila na złapanie orientacji z kartki i już zmierzamy w stronę starówki.

Stare miasto wita

Z racji zainteresowań Poczta Gdańska była jednym z pierwszych miejsc jakie odwiedziliśmy

To chyba już znane miejsc – oddali żuraw

Tłumy ludzi – tak to z Gdańska zapamiętam

Bez Neptuna to nie byłby Gdańsk

Ten Pan chyba też znany – rozdawał autografy, przyszedł boso.... 

Z racji tego, że miasto mieliśmy opuścić po 22.00 i trochę czasu się znalazło musiałem zaliczyć także Westerplatte. Dojechaliśmy tam autobusem miejskim. Może dla niewtajemniczonych szału nie robi, jednak ja czuje klimat takich miejsc.

Wieczór już bliski

Gdy wracamy na starówkę jest już po zachodzie słońca, oświetlenie włączone, te same miejsca wyglądają całkiem inaczej, wg mnie lepiej.

W sobotni wieczór miasto tętni swoim życiem

Z głośników dowiadujemy się, że za kilkadziesiąt minut będzie miał miejsce ciekawy spektakl – gra na bębnach na ścianie ratusza. I faktycznie – na budynku, prostopadle do poziomu gruntu dyndają postacie.
Wyczekujemy chwilę, jednak jest już po 22 i musimy zmierzać na dworzec PKP. Ze sporym żalem opuszczamy gwarne centrum Gdańska... Na pociąg pozostaje nam chwile poczekać – spóźnia się. W międzyczasie przyjeżdża pociąg Ustka–Kraków opóźniony dwie i pół godziny (na takim odcinku!!). To ciekawe jakie opóźnienie nabije w Krakowie... Zaczynamy się trochę irytować, jednak po około 20 minutach przyjeżdża i nasz pociąg. Ludzi już pełno, miejsca pozajmowane, stoimy na korytarzu. Jakiś czas rozmawiamy z dziewczyną, która zmierza do Jeleniej Góry, po czym zwalnia się parę miejsc w przedziale, ale dla mnie "bocznego" już nie ma. Lepszy rydz niż nic – jednak spać na nim nie można.



POZNAŃ
Do miasta dojeżdżamy nawet wcześniej niż planowaliśmy – 3:30 rano. Jeszcze ciemno. W okolicach Uniwersytetu AM sporo ludzi się kręci – imprezy jeszcze trwają. Kręcimy się tak przez jakiś czas bez celu, ale w końcu obieramy kierunek na starówkę.

Historie Bazaru chyba kojarzycie?

Na rynku także mijamy wracających chwiejnym krokiem do domów...

Już świta. Następnym celem jest Ostrów Tumski

W Katedrze pochowano wiele książąt, jak i królów Polski
Droga powrotna także wiedzie przez rynek, jednak o 7 rano wygląda zupełnie inaczej niż dwie godziny temu. Na ulicach ani żywej duszy, a widokowi brakuje tylko "westernowych krzaczków" przetaczanych przez wiatr. Mijamy także uniwerek (na zdjęciu), a po 8.20 siedzimy już w pociągu.
GNIEZNO
Droga z Poznania tutaj to tylko niewiele ponad pół godziny, a mając świadomość dwóch ostatnich nocy w pociągu nastawiamy budziki, żeby nie przespać stacji. I budzimy się właściwie idealnie, jeszcze zaspani opuszczamy pociąg. W Gnieźnie do zobaczenia jest tylko kilka obiektów – szczerze chciałem się tu zatrzymać z czystego sentymentu dla jego historii.

No i wiadomo najbardziej o katedrę chodziło

I brązowe drzwi, o których każdy powinien słyszeć

Dodatkowo przy katedrze wykształcił się jeszcze jakiś średniowieczny, namiotowy obóz. Zapewne impreza na godziny późniejsze. Niezbyt nas to zainteresowało, pozostałą część czasu jeszcze pokręciliśmy się po mieście. A nie było go (czasu) dużo – niecałe dwie godziny i powiem, że w sumie, to więcej nie było nam potrzebne. O 10.35 pakujemy się do pociągu, zajmujemy boczne miejsca i po nastawieniu budzików zasypiamy.
BYDGOSZCZ
W Bydgoszczy lądujemy parę minut przed 11:00. Nie wiem jak, ale na mojej mapie A4 zaznaczony mam inny dworzec PKP, od tego na którym wylądowaliśmy. No nic, trzeba zasięgnąć języka u miejscowych i już zmierzamy w kierunku centrum.

Po jakimś czasie dochodzimy na rynek, na którym wyraźnie wzrok przyciąga pomnik ofiarom wojny z palącym się zniczem.

Spichrze na Brdą także ciekawe, bisko tzw. Międzywodzia

Budownictwo nad rzeką, jak i same bulwary także godne uwagi. W tym mieście mieliśmy także około dwóch godzin, a do dworca kawałek drogi, toteż na długie rozglądanie na boki nie było czasu. Trzeba brać nogi za pas, o 14:15 pociąg do Torunia i miejsca strategiczne trzeba zająć.
TORUŃ
Podróż do "piernikowego miasta" zajmuje nam jakąś godzinę. Nawet wiem, że dworzec jest po drugiej stronie Wisły i parę kilometrów trzeba zrobić, żeby dostać się na starówkę.

Już z mostu widać, że Toruń ma co pokazać pod względem historii. Czerwień murów miejskich i dachów wyraźnie odcina się od tafli wody i błękitu nieba. Na zwiedzanie mamy ponad pięć godzin, więc nie spieszymy się.

Baszty i blanki w dobrym stanie. Widać, że trochę kasy w poszło

Po zamku krzyżackim zostały praktycznie tylko ruiny, co nie oznacza, że wstęp nie kosztuje

Nie wiem, jak wy, ale ja lubię to budownictwo "postgermańskie"

Jest niedziela, także na rynku sporo ludzi się krząta, nie jest jednak zbyt tłocznie

No i co to za Toruń bez Kopernika. W tle wieża ratuszowa


Kolorowo też było

A żeby zrobić zdjęcia osła bez "ujeżdżającego" go dziecka, to musiałem ładnych parę minut czekać. Zresztą widać, jaki on wygłaskany. Na jednej z ławek bezceremonialnie zjedliśmy to, co nam jeszcze zostało z zakupów w Gdańsku, pamiętam tylko, że m.in. brzoskwinie. Schodziliśmy w kółko wszystko, co miałem wypunktowane, jak i co nam jeszcze przyszło do głowy, po czym wieczorem, wolnym krokiem zaczęliśmy podążać w stronę dworca PKP.

 Nie ukrywam, że miasto Kopernika było miejscem, które najbardziej mi się spodobało, podczas całego wyjazdu. Ktos mógłby się sprzeczać, jednak ja lubię ten ceglany klimat i powiew średniowiecza. Kończąc opisywać, z Torunia wyjechaliśmy około 21 – pociąg opóźniony. Ludzi oczywiście dużo, miejsca jak na lekarstwo. Byliśmy trochę zmęczeni, także drogę do Krakowa próbujemy przespać i liczymy na opóźnienie pociągu.
Do Krakowa dojeżdżamy sporo przed 5:00 rano – jak nie trzeba to w miarę na czas przyjeżdżają. Siedzimy trochę z bezdomnymi na dworcu PKP, lecz w końcu postanawiamy się przejść na rynek. Po drodze robimy co tylko można, żeby czas jakoś upłynął. Dopiero o 6:20 siedzimy w autobusie, jadąc w kierunku miejsca zamieszkania...
Słowem podsumowania formalnie siedem miast w 24 godziny, jeśli chodzi o kasę z łącznie z transportem do domu wyszło ze 140 zł. Szczerze słuchając teraz o gigantycznych nieraz opóźnieniach PKP sam się dziwię, że wszystko nam wypaliło czasowo. Jeśli chodzi o formę wyjazdu, to relaksu nie ma, bo cholernie męczy takie coś, szczególnie jeśli się trzy noce śpi na siedząco. Jednak jak dla mnie generalnie na plus, kolega delikatniejszy, ale mówił że też ok (sądzę ,że ściemniał). No i w najbliższym wolnym terminie na tego typu wyjazd planuje go powtórzyć tylko z modyfikacją miejsc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz