środa, 29 kwietnia 2015

14 Cracovia Maraton

19 kwietnia przebiegłem mój pierwszy drogowy maraton.
Po ilości przemierzonych biegiem kilometrów można by zapytać dlaczego pierwszy? Odpowiedź jest prosta - niezbyt lubię biegi po z góry ustalonej trasie, a przede wszystkim biegi uliczne.
Do maratonu zabierałem się już w Lublinie, w czerwcu 2013 r jednak kontuzja kolana pokrzyżowała mi plany. Po tym terminie biegi tego typu olałem.
Dopiero po przeprowadzeniu się do Krakowa przyszła mi myśl, że trzeba formalności dopełnić, a Cracovia Maraton będzie ku temu znakomitą okazją.
Od czasu zapisów żadnych przygotowań typowo pod maraton nie robiłem. Co więcej - w marcu chorowałem, leczyłem kontuzję i moje akcenty biegowe były co najwyżej impulsami utrzymującymi formę na jakim-takim poziomie.
Dopiero ostatnie dwa tygodnie przed imprezą przycisnąłem solidniejszym wysiłkiem, kiedy teoretycznie powinienem już odpoczywać przed startem. Podsumowując, moje przygotowania były czystym zaprzeczeniem teorii przygotowań maratońskich.
Na zapisach wybrałem sugerowany czas na 3:45 - 4:00 h lecz w trakcie treningów wyliczyłem, iż mógłbym pobiec sporo szybciej. Nic więc dziwnego, że przed startem ustawiłem się na 3:30 h.
W dniu maratonu panowała idealna pogoda. Oczywiście mój punt widzenia jest subiektywny i nie wszyscy wymarzyli sobie temperaturę 8 - 11 stopni , umiarkowany wiatr i zmienne zachmurzenie.
Dka mnie było idealnie. Cenię sobie dobre chłodzenie a delikatny chill tylko zachęcał do wzmożonego wysiłku.
Jakkolwiek pakiety startowe pobrało ponad 6 tys uczestników,  na starcie nie odczuwało się tłumów. Dopiero po wystrzale kolumna zbiła się w gęstą masę.
Ze względu na wskazaną liczbę uczestników początkowo biegło się wolno, około 6 min  a kilometr. Dopiero po kilkunastu minutach utworzyły się mniejsze grupki biegaczy i atmosfera stała się luźniejsza.



Początkowo biegłem za ostatnim peacemakerem na 3:30 h. Facet dobrze trzymał tempo i grupkę kilkunastu wokoło. Po drodze w większości punktów pobierałem wodę a na 10 kilometrze zjadłem kawałek banana. Co prawda szwankowały mi słuchawki od telefonu, jednak motywacja przychodziła z zewnątrz.
Ludzie głośno kibicowali, motywowali, muzyka dudniła na każdym kroku.
Po prostu chciało się biec, więc biegłem. Aż do połowy trasy trzymałem się za peacemakerem. Walczyłem przy tym z chęcią wyprzerzenia go, gdyż czułem w sobie duże pokłady energii. Wiedziałem jednak, że takie wrażenia mogą wydać się złudne i siłą woli powstrzymywałem się przed przyspieszeniem.



Dopiero około 27 kilometra zacząłem powoli zagęszczać kroki. Na pierwszy plan poszło osiągnięcie najszybszego peacemakera na 3:30 h. Poszło to nadspodziewanie sprawnie i już wiedziałem, że to bezpieczny  moment na podjęcie "gonitwy". Na 30 kilometrze przegryzłem jeszcze banana żeby do końca biegu wystarczyło mi glukozy. Piłem przy tym bardzo często i miałem wrażenie, że z tej perspektywy bardzo mi się to opłacało.



Ponad 10 kilometrów przed metą podjąłem więc pościg. Tempo zwiększałem powoli ale systematycznie. Byłem bardzo zadowolony ze zmagazynowanej energii, która pozwoliła mi na ten wysiłek. Na ostatnim etapie wyminąłem przynajmniej kilkadziesiąt osób, samemu nie będąc przy tym wyprzedzanym. Ostatni kilometr pokonałem w czasie 4:24 minut na kilometr.
Maraton skończyłem w czasie 3:23:40 h. Na mecie miałem jeszcze duże nadwyżki energii, co dobrze rokuje na przyszłość.
Po prostu - super się biegło.
Pozdrawiam
Tomasz Duda

piątek, 17 kwietnia 2015

Luboń - Mysłowice trail czyli cztery pory roku w Beskidzie Wyspowym

Sobotnie popołudnie spędziłem w biegu w Beskidzie Wyspowym. Trasa z Lubiąża do Myślenic. Najpierw szlakiem żółtym do głównego grzbietu, następnie szlakiem czerwonym przez schronisko na Kudłaczu, a dalej grzbietem aż do Zakopianki. Pogoda dopisała, po drodze przekrojowo cztery pory roku od lata aż po zimę.
Bardzo przyjemna trasa, dobrze oznaczona. Relatywnie łagodne podbiegi i zbiegi. Relaksacyjne 25km.
Polecam wszystkim. Dojazd i powrót - 13zł.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Salomon Speedcross 3 - test i przykra niespodzianka uszkodzonych butów

Swoje Salomony Speedcross 3 kupilem 8 listopada 2013 r. Dlaczego pamiętam dokładnie datę?
Ano sprawdzałem ostatnio na potrzeby reklamacji.

Salomony Speedcross 3 zakupiłem jako buty typowo terenowe. Trudno odmówić im zresztą tego przymiotu, biorąc pod uwagę charakter bieżnika i budowę.
Do właściwości samych butów zastrzeżeń nie mam. Świetnie trzymają się na gruncie i śniegu, wygodne. Podeszwa miękka i jakkolwiek po typowo skalistych górach w nich nie biegałem to na moje potrzeby jest idealna. Wzmocnienie czuba  buta również poprawia jego odporność. W butach co prawda biegałem również po asfalcie i chodnikach, w sytuacjach awaryjnych. Nie dziwi więc fakt, że bieżnik trochę wytarł się na wysokości śródstopia i pięty.

Salomony Speedcross 3 najlepiej radzą sobie w lesie i na polu. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek poślizgnął się w takim terenie. Buty nie trzymają się podłoża jedynie wyjątkowo - na lodzie i miękkim błocie. Są to jednak warunki ekstremalne i wyjątkowe.

Salomon Speedcross 3 to buty wygodne i dobrze oddychające. Wbrew pozorom przy zachowaniu uwagi udaje się w nich stosunkowo długo zachować suche stopy. Przy tym zaznaczam, iż używam ich o każdej porze roku, a nigdy nie było mi ani zbyt gorąco, ani zbyt zmimno.

Teraz część krytyczna. Jeszcze niedawno uważałem Salomony za buty odporne i wytrzymałe. Jeszcze do niedawna nie nosiły wprost śladów zużycia poza bieżnikiem. Trudno mi oszacować, ile kilometrów w nich pokonałem, ale sądzę, że około 700, w tym kilka rajdów terenowych na 50 i 100 km.
Jakież było więc moje zdziwienie, gdy podczas tegorocznego "Skorpiona" zauważyłem dziurę. Na tym rajdzie nieraz wpakowałem się w plątaninę jeżyn, co w moim odczuciu uzasadniało powstałą wadę.
Jeszcze wieksze zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy po wyczyszczeniu butów. Zauważyłem cztery ogromne dziury, szerokości 2 - 3 centymetrów. Każdy z butów miał po dwie. Symetryczne, na wysokości śródstopia, w miejscu zgięcia buta.

Początkowo sam winiłem siebie za uszkodzenie obuwia. Następnie jednak usłyszałem, że to bardzo popularny problem, iż w wyniku reklamacji  zwracają nowe buty właściwie każdemu. Potwierdzały to opinie w sieci, więc buty wysłałem. Zdziwienie jednak tknęło mnie i po raz trzeci kiedy okazało się, iż rzeczoznawca reklamacji nie uznał. Oczywiście standardowo: "Uszkodzenie mechaniczne" , " niewłaściwe użytkowanie" - ile razy każdy z nas to słyszał. Zresztą przesyłam ją poniżej. Ciekawe w jaki sposób powinny być używane buty terenowe? I jak uszkodzenie mechaniczne tłumaczyć w obliczu jego powszechności u innych użytkowników?
Również ciekawi mnie jak "specjalista od skór" wydał opinię w sprawie butów, które wedle moich informacji nie mają żadnego elementu skórzanego.
Ocenę pozostawiam Wam. Według mnie buty za prawie 400 zł powinny służyć dłużej.

P.S.
Jak powiedział sprzedawca: "reklamacje u producenta X rozpatruje niezależny rzeczoznawca Y, jakkolwiek może być niezależny w stosunku do ludzi, którzy mu płacą";). Myślę, że to wyczerpuje temat.

Dwa pierwsze zdjęcia podeszwy są sprzed roku. Kolejne - aktualne

Pozdrawiam
Tomasz Duda