poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Pogórze Dynowskie – Rajd Wiosenny 2013 UKT Mimochodek


Pogórze Dynowskie – Rajd Wiosenny 2013 UKT Mimochodek 

Trasa Rajdu
Kwiecień bieżącego roku rozpoczął  się nadzwyczaj osobliwie.  Mrozem i śniegiem, bo właśnie takie Prima-Aprilis dane mi było obserwować blisko dwa tygodnie temu. Kolejne dni również nie dawały wielkich nadziei na przyjście wiosny i zapowiadały zbliżający się Rajd, w odmiennym niż założony, zimowym tonie.
Niemniej, 13 kwietnia zbliżał się nieuchronnie, a z nim pogodowy przełom. Jeszcze kilka dni wcześniej, Lublinowi towarzyszył całkowicie biały krajobraz, lecz kolejne kartki kalendarza niosły za sobą skok temperatury i nadejście długo oczekiwanej wiosny.
Tegoroczny Rajd Wiosenny UKT Mimochodek  odbyć się miał na Pogórzu Dynowskim. Powód wyboru tego miejsca był prosty – po tych terenach jeszcze nie chodziliśmy, a jak wiadomo lepiej podążąć za śladem innowacji, niż powtarzać utarte schematy.  Tym samym nadszedł czas eksploracji Pogórza.





Z Lublina wyruszyliśmy wczesnym rankiem, niezbyt pogodnej soboty, 13 kwietnia. Mały, wynajęty busik sprawnie pokonywał kilometry na S19, a my mogliśmy się jeszcze trochę wyspać.
Po około trzech godzinach dynamicznej jazdy, kierowca dojechał do celu.
Wysiedliśmy w miejscowości Godawa, parę kilometrów na południe od Strzyżowa. Wycieczka w tym momencie liczyła 13 osób, zaś 3 kolejne zjawiły się niebawem .
Pomimo groźnych ostrzeżeń meteorologów i niezbyt ciekawej perspektywy poranka, pogoda wokół nas zaczęła się klarować.
Początkowo szliśmy drogą, z zamiarem znalezienie początku trasy – szlaku czarnego.  Po kilkuset metrach marszu poboczem, wreszcie za znaczkami skręciliśmy w pola. Szlak wiódł drogami gruntowymi, tak manewrując pomiędzy polami, aż  wkrótce gdzieś nam uciekł. Biorąc pod uwagę nieskomplikowany charakter terenu, nie sprawiło to większego problemu i kierując się rozsądkiem, niespiesznie wdrapaliśmy się na Pasmo Brzeżanki.
Podejście, niby krótkie i niebyt strome, troszkę nas zmęczyło. Pod grzbietem pojawił się śnieg, a promienie słoneczne zaczęły dogrzewać po plecach. Tym samym, po osiągnięciu pasma i krótkim postoju, większość wędrowców maszerowała już tylko w T-shircie.

Na grzbiecie zmieniliśmy szlak na zielony i nim kontynuowaliśmy marsz na południe. Im niżej schodziliśmy, tym więcej błota czaiło się na leśnych ścieżkach. Mimo prób zachowania uwagi i względnej czystości – do kolejnej miejscowości Bonarówki – dotarliśmy solidnie sfatygowani.
Dla odmiany, przez miejscowość trzeba było przejść asfaltem. Trwało to jakieś pół godziny, a zakończyło się krótkim postojem w cieniu cerkwi PW Opieki Matki Boskiej.  Budowla, jakkolwiek klimatyczna i ciekawa, „nie dała” zobaczyć się z bliska. Naszą grupę przywitały szczelnie zamknięte drzwi a nawet brama ogrodzenia.

Z Bonarówki, znowu za szlakiem zielonym, poszliśmy na południe. Pogoda od jakiegoś czasu zaczęła się systematycznie pogarszać. Jeszcze było przyjemnie i rześko, jednak chmury na horyzoncie nie zapowiadały niczego dobrego. Płaskie, jak naleśnik, podejście na Czarny Dział powiało nam w twarz zimą. Od pierwszych kroków w lesie, towarzyszył nam brejowaty śnieg, który przez ostatnie parę dni nie zdążył jeszcze stopnieć.
Na grzbiecie Małej Kiczory urządziliśmy krótki postój. Tu już zrobiło się trochę chłodniej, a aura niezbyt dobrze rokowała na dalszą część popołudnia.







Dalsza część rajdu przewidywała łagodne i przyjemne zejście do Węglówki. Tak wyglądało ono na  mapie, ale w rzeczywistości było trochę gorzeć. Zbocze właściwie całe płynęło, a na leśnych drogach utworzyły się potoki, którymi systematycznie podążaliśmy. Im teren bardziej się wypłaszczał, tym bardziej cieki wodne przekształcały się w bajora. Maszerowało się żmudnie, a wyzywającym zajęciem okazało się czyszczenie butów z błota pod lokalnym sklepem.
W miejscowości zwróciliśmy uwagę na wygląd budynku tutejszego kościoła. Nawet niewprawne oko zauważyłoby, że nie wyglądał on typowo, ale jest „urządzony”  w bryle dawnej cerkwi. Ten sposób przekształcania, w okolicy jest swego rodzaju precedensem, pokazującym cień przeszłości tej krainy geograficznej. Podobne budowle można było później zobaczyć w Godawie czy Czarnorzekach.

W Węglówce czekał nas długi kawałek deptania asfaltu. Tutaj też właściwie wszyscy narzucili coś na siebie. Niebo zakryło się chmurami,  temperatura spadła, podniósł się wiatr.
Po dłuższym marszu przez miejscowość, niebawem skręciliśmy w stronę lasu i Pasma Królewskiej Góry – najwyższego punku, jaki dziś został osiągnięty.  Podejście trochę się dłużyło, jednak pod presją burzy czy ulewy, zostało szybko przedeptane.
Na pokryty lasem, wierzchołek Królewskiej Góry (554m npm), wdrapaliśmy się o piętnastej. W zeszycie, który znaleźliśmy w pudełku na szczycie, zamieszczony został pamiątkowy wpis „Rajd Wiosenny 2013 UKT Mimochodek”. Wokół nas aura znacząco się pogorszyła.  Wiał wiatr i drobny deszczyk zaczął kropić nam po kurtkach.
Po krótkim postoju na tabliczkę czekolady,  ruszyliśmy w dalszą drogę.


Z lasu wyszliśmy po kilkunastu minutach zejścia. Przed nami ukazała się miejscowość Podzamcze z ruinami fortecy i piękną panoramą na horyzoncie. Zauważyliśmy, że ulewa właściwie nas ominęła i smugi deszczu przesuwały się w oddali, w kierunku granicy. Dotarliśmy już prawie na miejsce noclegu, trzeba go tylko było odnaleźć.  Zarezerwowaną agroturystykę wskazało nam miejscowe pomocne towarzystwo, żwawo popijające piwo pod sklepem.
Domek, który wynajęliśmy, jakkolwiek by nie rozpieszczał standardem, miał kilka istotnych cech pozytywnych.
Z pewnością jedną z nich było położenie. Ze wzgórza roztaczał się przepiękny widok na Krosno i Beskid Niski, a zachód słońca zrobił na obecnych naprawdę duże wrażenie.
Innym pozytywem było również miejsce na ognisko, które skwapliwie wykorzystaliśmy. Wieczór, jak się można domyśleć, należał do udanych. Gitara poszła w ruch, płomień wesoło trzaskał, a po napojach z butelek, dotychczasowe problemy i języki się rozwiązały. Trwało to kilka godzin, aż wieczorny chłód wgonił nas do pomieszczeń i przeniósł imprezę do środka.

Niedzielny ranek zapowiadał się nadzwyczaj smętnie. Niebo wstało szare i ponure, nie dając szans na jakiekolwiek wypogodzenia, a ze wczorajszej temperatury, pozostały tylko wspomnienia.
Skoro świt, około dziesiątej,  wybraliśmy się obejrzeć zaległe ruiny zamku. Budowla, o historii z pewnością niebanalnej, zapamiętana został przede wszystkim jako świadek sporu szlacheckich rodów, który uwieczniony został w komedii „Zemsta” A. Fredry.


Dawna twierdza, położona w malowniczym miejscu, na bieżąco jest odrestaurowywana. Bilet wstępu kosztuje 4zł ,a zwiedzić można tzw. zamek niski i średni.  Najwyższej części warowni nie udostępniono jeszcze turystom.
Z zamku zeszliśmy do drogi, a następnie skierowaliśmy się na wschód, podążając szlakiem czarnym.Wkrótce zaczęło padać.  Deszcz zapowiadał się solidny, lecz w rzeczywistości trwał tylko kilka minut.



Po długim podejściu lasem, wyszliśmy na drogę wojewódzką Strzyżów-Krosno. Tu zaczynał się Rezerwat Prządki, kolejny cel wycieczki.
Skalne ostańce – „etykieta” Rezerwatu, wyrastają z ziemi już kilkadziesiąt metrów od drogi. Te bardzo ciekawe i malownicze twory nazwę biorą od kształtu przypominającego niby przędące kobiety. Każda forma skalna ma swoją nazwę i szczególny kształt, któremu ją zawdzięcza.
W Prządkach spędziliśmy ponad godzinę. Szlak wiódł nas ponad kilometr wzdłuż kilkudziesięciometrowych ostańców zalesionym grzbietem.  Niebawem zaś zmierzał w dół, do Czarnorzek. W miejscowości, poza wspomnianym już kościołem adoptowanym z dawnej cerkwi, nie było wiele do zobaczenia, zatem przeszliśmy ją bez zatrzymywania.
Szlak kierował się ciągle na północ, robiąc spory łuk w kierunku pasma Suchej Góry. Po drodze widać było wiele znaków, informujących o pobliskiej sztolni i źródle „Mieczysław”, do których wkrótce dotarliśmy.
Dalej towarzyszyło nam podejście i trawers grzbietu, w kierunku szczytu Suchej Góry (585 m) . Na samym wierzchołku wzniesienia, spostrzegliśmy wielką wieżę telewizyjną, psującą całkowicie urok tego miejsca.









Po krótkim postoju pomaszerowaliśmy w dalszą drogę. Aby zejść do drogi przyszło nam okrążyć cały kompleks wieży i zejść stromym stokiem Suchej Góry. Panowały tam jeszcze całkiem zimowe warunki. Okolica zaśnieżona, potoki płynące ścieżkami  i wiatrołomy zostały nas na finiszu wycieczki. Po zejściu ze wzniesienia spotkaliśmy kolejną przeszkodę – wartki strumień, gdzie według wyboru można było skakać, bądź obejść go dłuższą drogą.
Na skrzyżowanie w Węglówce dotarliśmy o czternastej. Z racji wczesnej pory zdecydowaliśmy, że przejdziemy się jeszcze kawałek – czarnym szlakiem na Górę Kiczorę(515 m).
Ten fragment zajął nam prawie dwie godziny i pozwolił „dobrudzić się” nazbyt czystym osobnikom.
W drodze powrotnej powiadomiliśmy kierowcę busa o miejscu spotkania i przed szesnastą mogliśmy wyruszyć już w kierunku Lublina.

Rajd Wiosenny 2013 UKT Mimochodek przyniósł wiele zabawy i odprężenia od szarego, w dodatku zimowego miasta. Pogoda straszyła, lecz właściwie zaskoczyła pozytywnie i nie pozwoliła zmoknąć. Miłą odmianą była także organizacja ogniska – ten proceder ciągnął się za nami z roku na rok i wreszcie się udało. Wyruszyliśmy na spotkanie wiosny i znaleźliśmy ją.
Dziękuję uczestnikom za wspólnie spędzony czas 




Pozdrawiam
Tomasz Duda

GALERIA (przepraszam za jakość, ale na wyjazd zapomniałem wziąć lustrzanki i musiałem zadowolić się aparatem telefonu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz