piątek, 3 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013

Podsumowanie roku 2013

Kolejny rok za nami. Nie wiem jak wam, ale mi te 365 dni przeleciało przed oczyma niczym kalejdoskop. Paradoksalnie, po raz kolejny…
Nie znaczy to bynajmniej, że nie działo się nic godnego uwagi i dlatego czas szybko zleciał. Przeciwnie, dla mnie rok 2013 to jeden z najlepiej spożytkowanych okresów w życiu i wielka baza zrealizowanych celów, osiągniętych marzeń i wspaniałych wspomnień.

Jak na blogu można przeczytać, ubiegły rok spędziłem szczególnie aktywnie. Nawet bardziej niż do tej pory. Wreszcie udało mi się polubić bieganie.  To, co kiedyś robiłem tylko pod przymusem i z poczucia obowiązku teraz przychodzi mi łatwo. Tydzień bez biegania, to tydzień stracony, a po kilku dniach bez ruchu czuje się psychicznie ociężały.  Przez rok przebiegłem prawie 1000 kilometrów, drugie tyle schodziłem. Ktoś powie, ze duży sukces – niekoniecznie. Spektakularnych sukcesów właśnie brakuje, status quo utrzymuje się pomimo niespożytej woli progresu  i coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że nie należę do „urodzonych biegaczy”. Łatwo przychodzą natomiast kontuzje, które demotywują i przerywają rytm treningu. Po roku, jak ktoś ładnie powiedział, „uczę się omijać kontuzje” i coraz lepiej mi to wychodzi. Powoli, przyjemnie, nic na siłę – to moja aktualna doktryna.  Ponad to z miasta przerzucam się na nieutwardzone ścieżki, mniej lub bardziej pagórkowate. Kiedy tylko mogę staram się przebiegnąć kilkanaście kilometrów w okolicach ”moich” Gór Świętokrzyskich, co sprawia mi wielka przyjemność.  
Liczę że w 2014 r. będzie lepiej. Mam nadzieję omijać urazy i wreszcie zaliczyć maraton. Czy się uda?

W  lipcu 2013 sukcesem zakończyłem wraz z Januszek przejście słowackich Karpat Zachodnich, dla mnie już czwartego odcinka Łuku Karpat.  Został najdłuższy, ale nie najtrudniejszy etap – Karpaty Wschodnie w Rumunii – cel na nowy rok i pozostaje wierzyć, że Projekt Łuk Karpat 2010-2o14 uda się zamknąć.

Największym przedsięwzięciem roku okazał się oczywiście wyjazd do Kirgistanu na Pik Lenina. Mimo iż nie udało się zdobyć szczytu, to jednak w każdym innym aspekcie wyjazd zakończył się sukcesem. Osiągnąłem życiowy rekord wysokości, nabyłem nieocenione doświadczenie w górach wysokich, pokochałem tamtejszą przyrodę i z pewnością tam wrócę.  Samo przygotowanie wyprawy trwało ponad 3 miesiące i stało się poligonem doświadczalnym,  dającym cenne lekcje na przyszłość.

Początek 2013 r. był dla mnie również pierwszym sezonem narciarskim. Po kilku dniach na stoku bardzo polubiłem ten sport oraz mam nadzieję, że niebawem spadnie śnieg i w 2014 r. będę mógł doskonalić moje umiejętności szusowania na dwóch deskach.

Rok 2013 to także małe lokalne sukcesy, które może niebyt spektakularne, ale subiektywnie niesamowicie cieszą. Kilka dni przed Świętami wraz z Jankiem i Januszem zrewanżowaliśmy się polskim Tatrom Zachodnim i przeszliśmy w 2,5 dnia całą grań. Za rok może uda się zrobić słowacki odcinek?  Miesiąc siedzenia w domu podczas wakacji pozwolił mi uskutecznić kilka mniejszych wyciecze po okolicy i poznać dokładniej Góry Świętokrzyskie, Dolinę Nidy i Ziemię Sandomierską.  Ukończyłem również marsz szlakiem czerwonym im. Edmunda Massalskiego w Świętokrzyskich, niestety nie podczas jednej wycieczki. Może w 2014 się uda?
Przyznam, że zaniedbałem rower. Coroczne przedsięwzięcie powrotu do domu na tym środku transportu, niestety z przyczyn wyższych nie powiodło się. Treningi też przeważnie wychodziły pod kątem biegowym, gdyż dają lepszy rezultat. W konsekwencji urządziłem tylko ponad 20 wycieczek rowerowych, w tym najdłuższa 120 km. W ciągu sezonu przejechałem około 1000 km. Wszystkiego mieć nie można. Niestety.  W tym roku z pewnością wycisnę więcej !
W ciągu 2013 r., na blogu pojawiło 57 postów, które objętościowo znacznie się różniły. Dodając do tego pracę nad blogiem „Pik Lenin 2013”, na moje konto mogę zaliczyć ponad 70 wpisów.  W ciągu minionego roku strona osiągnęła około 50 tys. wyświetleń. Obiektywnie patrząc – statystyka skromna, jednak to zawsze coś, i okrągła liczba potrafi ucieszyć. Przynajmniej mnie, biorąc pod uwagę, że nie piszę pod kątem wyświetleń, nie bawię się z pozycjonowaniem i dodaję średnio 4-5 postów w miesiącu.
W 2013 zaliczyłem około 17 wyjazdów, z których podzieliłem się wpisem, co daje 1,5 wycieczki na miesiąc.  Dobrze, że nie można wydanej kasy policzyć, bo byłby dramat…   Tyle gwoli statystyk i liczb.

Miało być parę zdań podsumowania, a wyszło jak zwykle.  Myślę, iż na podstawie powyższego mogę zaliczyć rok 2013 do „bardzo”, jeśli nie „najbardziej” udanego okresu w moim życiu. Zostało masę wspomnień, doświadczeń i udało się więcej osiągnąć niż stracić. W przyszłości trudno będzie osiągnąć taką statystykę. Niemniej jednak trzeba próbować. „Jak się nie da, jak się da”, byle do przodu.
Tym samym oficjalnie witam w nowym roku oraz życzę sukcesów i wytrwałości!
Join the game!

Tomasz Duda



1 komentarz:

  1. Zorganizowanie wyjazdu na Pik Lenina, to naprawdę niesamowite wydarzenie 2013 roku. Podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń