Zamość – jednodniówka
w cieniu twierdzy
Zamość, sięgający rodowodem do końca XVI wieku, w zamyśle
fundatora miał być miastem wyjątkowym. Lokowany na tzw. surowym korzeniu, czyli terenach
niezamieszkałych , według precyzyjnego planu i rękami włoskich mistrzów
przygotowywany był do roli stolicy województwa, a nawet może Rzeczpospolitej.
Dzisiaj, choć trochę zapomniany gospodarczo i położony na terenie tzw. Polski B, pod
względem ludności trzyma się w pierwszej trójce miast województwa i napędza turystyczną koniunkturę Lubelszczyzny.
Historia
miasta wymaga krótkiego komentarza. Po uzyskaniu praw miejskich w 1580 r.,
Zamość wszedł na drogę gwałtownego rozwoju. Pod okiem znamienitego protektora –
Jana Zamojskiego szybko rozrósł się i w XVII wieku pełnił funkcję stolicy wielkiego
majątku rodziny – tzw. Ordynacji Zamojskich.
Pięknej, barokowej zabudowy strzegł system nowoczesnych fortyfikacji
bastionowych, co pozwoliło miastu wyjść obronną ręką z zawieruchy połowy XVII
wieku. Na Zamościu „połamała zęby” armia kozacka w 1948 r., a dwa lata później
taki sam los spotkał regimenty szwedzkie, które pustoszyły Rzeczpospolitą. Podczas
wojen napoleońskich miał miejsce jedyny udany szturm na zamojską twierdzę.
Wtedy, w 1809 r. z rąk austriackich odbili go wszak Polacy. Zamojska twierdza wspierał swą walką
Napoleona, wiążąc duże oddziały carskie. Wytrzymywała prawie roczne oblężenie w
1813 r., a dopiero francuskie porażki zmusiły ją do honorowej kapitulacji.
Po Kongresie Wiedeńskim miasto przeszło w ręce rosyjskie i
marionetkowego Królestwa Polskiego. Z inicjatyw carskiej władzy, miejska
twierdz została rozbudowana i zmodernizowana na nowe standardy architektury
fortecznej. Silna reduta przysłużyła
się ostatni raz patriotom podczas powstania
listopadowego i stanowiła ostatni polski punkt obrony tego zrywu narodowego.
Zamość w idei został zaprojektowany przez włoskiego
architekta Bernardo Moranda w stylu antropomorficznym. Pałac miał symbolizować głowę, główna ulica
kręgosłup, a bastiony nogi i ręce do obrony. Do dzisiejszych czasów przetrwał w
właściwie niezmienionej formie a stare miasto jako całość wpisane zostało na listę UNESCO.
Wycieczkę
do Zamościa planowałem od kilku lat. Aż wstyd się przyznać. Brakowało chęci,
czasu lub łatwiej przychodziły wymówki. Na wyjazd zdecydowałem się dopiero w
październiku tego roku, z założenia nastawiając się na bogatą jednodniówkę.
Z
Lublina do Zamościa studentowi najlepiej dojechać pociągiem. Koleje regionalne
kursują kilka razy dziennie. Koszt ze zniżką 51% to niecałe 7zł w jedną stronę.
Bus jest dwa razy droższy.
Po dwóch godzinach jazdy wysiadam z pociągu na ul.
Szczebrzeskiej. Idąc około kilometr na wschód, bez trudu docieram do starego
miasta. W oddali widać wysokie wieże
kościołów, przede mną ciągnie się sucha fosa i dawne obwarowania twierdzy.
Nie mając ze sobą żadnego planu zwiedzania, na początku
kieruję się na Wielki Rynek. W charakterystycznym ratuszu znajduje się centrum
informacji turystycznej i tam proszę o informacje. W odpowiedzi dostaję małą
mapkę z naszkicowaną trasą zwiedzania i oznaczonymi punktami. Wszystko wygląda
czytelnie i przystępnie. Mapka jest na grubym papierze, na odwrocie posiada
plan całego miasta. Niby szczegóły, ale tymi detalami jestem pozytywnie
zaskoczony i zaczynam zwiedzać.
Pierwszym punktem jest okolica Wielkiego Rynku. Plac o powierzchni prawie 10000 metrów
kwadratowych robi naprawdę duże wrażenie.
To centralny punkt miasta i od niego wychodzą główne ulice. W czasach
świetności to tu skupiało się życie Zamościa oraz odbywały najważniejsze dla
miasta wydarzenie kulturalne.
Podziwiając panoramę placu, wzrok zatrzymuje się w pierwszej
kolejności na ratuszu. Budynek reprezentuje sobą styl manierystyczno barokowy i
śmiało może pełnić rolę symbolu miasta. Zadbany i starannie odnowiony, zachęca do
dłuższej chwili kontemplacji, spaceru
wachlarzowymi schodami, uwiecznienia na zdjęciu.
Wokół rynku piętrzą się piękne kamienice, które należały do
najbogatszych mieszkańców. Uwagę zwraca szczególnie grupa kolorowych i
pieczołowicie zdobionych budynków, wzdłuż północnej strony placu. To tzw.
kamienice ormiańskie – bezsprzecznie najpiękniejsze w mieście.
Po przeciwnej stronie płyty Rynku znajduje się dom
architekta – tzw. Kamienica Morandowska, która jednak w porównaniu do
poprzednich prezentuje się raczej skromnie.
Z Rynku wychodzę ul. Kołłątaja, gdzie zatrzymuję się chwilę
przy dawnym Seminarium Duchownym , po czym idę na północ. Ze skrzyżowania ul.
Akademickiej i Królowej Jadwigi, po drugiej stronie ulicy widać gmach Akademii
Zamojskich – jednej z pierwszych uczelni w kraju. Zdziś w budynku znajdują się placówki
oświatowe.
Ze skrzyżowania kieruję na najbliższe tereny zielone, gdzie
zachowały się pozostałości dawnych fortyfikacji twierdzy. To stara Brama Lubelska i Bastion IV wraz z
ceglano-ziemnymi obwarowaniami. Nieopodal zieleni się park, w który zręcznie
wkomponowano rów dawnej fosy bastionu. Stara Brama Lubelska prezentuje się w
dobrym stanie, wyremontowana i zamknięta dla turystów, przeznaczona do podziwiana
z zewnątrz.
Przez bastionową poternę wychodzę z powrotem do ulicy i
zmierzam na południe. Zatrzymuję się przed pomnikiem założyciela miasta – Jana
Zamojskiego.
Przed mną rozpościera się bryła dawnego Pałacu Zamojskich –
pierwszego budynku w mieście i jednocześnie siedziby Ordynacji. Z perspektywy miejsca zabudowania robią
wrażenie i rozbudzają wyobraźnię. W czasach świetności musiały wyglądać
niesamowicie.
Budynek niestety traci przy bliższym poznaniu. Przebudowany
w XVIII wieku na szpital wojskowy stał się konstrukcją toporną. W dzisiejszych
czasach jest siedzibą sądu i jednocześnie pełni funkcję mieszkań komunalnych.
Stan pozostawia wiele do życzenia, czeka na renowację które od jakiegoś czasu są
zapowiadane.
Po drugiej stronie ulicy Akademickiej położona jest
dzwonnica i katedra. Dawna kolegiata, pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego
i św. Tomasza Apostoła przez niektórych uważana jest za jeden z
najwspanialszych zabytków sztuki sakralnej w Polsce.
Powstała w stylu renesansowym, w XIX wieku poddano ją
przebudowie. Ornamentykę wnętrza,
prezbiterium i chóru zawdzięcza jeszcze Morandowi. Elementy dekoracji wykonane
są bardzo estetycznie i prezentują w większości motywy geometryczne. Warto
stanąć w skupieniu i podziwiać drobne szczegóły, które tworzą harmonijną całość
i uzupełniają atmosferę miejsca.
W bocznej kaplicy katedry znajduje się płyta nagrobkowa Jana
Zamojskiego – wyjątkowo skromna jak na postać hetmana, umieszczona w posadzce.
Kolejno mapka wskazujea mi szukać Arsenału. Bryła budynku
znajduje się na południe od Pałacu Zamojskich, ale niestety w momencie mojego
zwiedzania cały obszar jest ogrodzony i najwidoczniej poddawany pracom
remontowym.
Kieruję się zatem na południe, wychodząc przez Bramę
Szczebrzeską przed mury Twierdzy na duży parking. Idąc jeszcze dalej, na odrestaurowane ziemne
szańce, mam widok na cały południowy pas umocnień.
Większa część bastionów jest odrestaurowana, to samo tyczy
się obwarowań ziemnych. Prace trwają nad pozostałymi fragmentami murów i
zapowiadają znakomity efekt.
Sama brama Szczebrzeska to właściwie ceglany budynek,
pierwotnie manierystyczny, po przebudowie sztandarowy przykład klasycystycznej
budowli warownej.
Następne kroki stawiam w kierunku południowym i opuszczam
obręb miasta. Ulicą Męczenników Rotundy kieruję się do wysuniętego obiektu
twierdzy.
Zbudowana na początku XIX wieku Rotunda, w założeniu miała
pełnić funkcję działobitni osłaniającej najsłabszą stronę twierdzy –
południową. Budowla ma plan koła o
średnicy około 60m i tworzy ją pierścień ceglano-ziemnych umocnień, okalający
okrągły dziedziniec.
Poza zabytkiem architektury obronnej, Rotunda słynie w
okolicy jako symbol martyrologii. W czasie okupacji hitlerowskiej właśnie w tym
miejscu Niemcy znajdował się obóz przejściowy dokonywali masowych
egzekucji ludności Zamojszczyzny.
Rotunda to właściwie ogromne miejsce pamięci narodowej i
cmentarz wojenny w jednym. Idąc alejką prowadzącą w kierunku dziedzińca po obu
stronach ścieżki mijamy setki grobów. Spoczywają tu obrońcy z września 1939 r.,
partyzanci, jak i żołnierze radzieccy zabici w trakcie „wyzwalania” tych
terenów w 1944 r.. Sam obiekt otoczony
jest przez gęsty pierścień krzyży upamiętniających osoby pomordowane.
W pomieszczeniach Rotundy urządzone jest muzeum
martyrologii, które udostępniono do zwiedzania bezpłatnie.
Osobiście uważam, że będąc w Zamościu trzeba koniecznie zobaczyć
to miejsce. W przewodnikach nie przywiązuje się do niego zbytniej uwagi, jednak
całość robi piorunujące, ale i przygnębiające wrażenie. Przypomina o
tragicznych losach regionu lat II wojny światowej.
Od Rotundy wracam ponownie do zamojskiej twierdzy poterną, w
murach pomiędzy I i II bastionem. Zaraz po prawej stronie moją uwagę przyciąga
świeżo odnowiony dawny klasztor klarysek. Za nim rozciąga się prostokątny plac
– to Rynek Wodny, jedne z trzech tego typu placów w mieście. Nie dorównuje on co prawda pięknem Rynkowi Wielkiemu, ale posiada swój
specyficzny spokojny klimat i wart jest spędzenia tu co najmniej paru chwil.
Z Rynku Solnego
wychodzę na południe w kierunku bastionu I. W umocnienia twierdzy wkomponowano
tu budowlę sakralną. Niegdyś dawna cerkiew unicka, dziś kościół św. Mikołaja, z
oddali przyciąga charakterystyczną wieżą i zbitą bryłą. Zbudowany w stylu
renesansowo-barokowym miał niegdyś pełnić funkcje obronne.
Cały bastion I obchodzę stalową kładką, która wznosi się
ponad murami i oferuje ciekawy widok na miasto. Docieram do ulicy okopowej i z
daleka widzę kolejne zabytki.
Wokół ronda wznoszą się Stara i Nowa Brama Lubelska, a z
miejskich zabudowań wygląda kościół Franciszkanów. W pierwszej budowli znajdowało się rosyjskie
więzienie, gdzie przetrzymywano m.in. Waleriana Łukasińskiego. Kościół
natomiast ma za sobą ciężkie lata licznych przebudów. Barokowa budowlę
zmieniano kolejno w koszary, kino i liceum. Dzisiaj znowu pełni funkcję
sakralną lecz jest świątynią dość specyficzną.
Mnie nie urzekł, ale traktując ją jako ciekawostkę, warto i tutaj
wstąpić.
Północna strona twierdzy zachowała się najlepiej do naszych
czasów. Bastiony VI i VII są w
większości zagospodarowane, odnowione i zadbane. Największe wrażenia robią
ceglane tzw. nadszańce. W pomieszczeniach Bastionu nr VII znajduje się muzeum
Twierdzy Zamość i które oferuje pół kilometra trasy turystycznej przez
poterny, galerie strzeleckie i kazamaty
bastionu.
Bilet kosztuje bodajże 8zł, a zwiedzanie z przewodnikiem
trwa godzinę. Słyszałem wiele
pozytywnych opinii o trasie, ale mnie osobiście nie udało się odwiedzić muzeum
z powodu braku czasu.
Niemniej nawet z zewnątrz umocnienia robią monumentalne
wrażenie. Przechadzając się ulicą Łukasińskiego idę wzdłuż dawnych galerii
strzeleckich i zabudowań fortecznych.
Dochodzę do Nowej Bramy Lubelskiej, która
drewnianym mostem wyprowadza do miejskiego parku.
Po paru chwilach ponownie wracam w mury twierdzy i zmierzam
na południe. Przy ulicy Bazyliańskiej zatrzymuję się przy synagodze, po czym
skręcam na wschód w kierunku Rynku Solnego.
Wracam do punktu wyjścia, kończąc trasę po kilku godzinach
marszu.
Do
Zamościa zdecydowanie warto przyjechać.
Miasto oferuje cała paletę zabytków i zachęca do bliższego
poznania. Zanim tu przyjechałem nie
spodziewałem się zobaczyć wiele więcej poza okolicami Wielkiego Rynku i
zabudowaniami dawnej twierdzy. Okazało się, że bardzo się pomyliłem. Choć duża
część budowli jest jeszcze w kiepskiej kondycji i wymaga renowacji, to jednak
wszystko jest na dobrej drodze. W różnych
częściach miasta ciągle trwają prace remontowe, a odnowione zabytki robią
naprawdę duże wrażenie.
Każdy turysta w Zamościu znajdzie coś dla siebie. Miłośnik
fortyfikacji, budowli sakralnych czy świeckich z pewnością nie będzie żałował
wizyty w tym mieście, które koniecznie trzeba „odkryć” dla siebie.
Pozdrawiam
Tomasz Duda
P.S.
Osobliwością Zamościa okazały się dla mnie tzw. podwórka,
zaznaczone na mapce. Jest ich 6 i porozmieszczane są w różnych częściach starego miasta. To nic
innego jak dziedzińce kamienic, które odnowione i pomalowane w jaskrawe barwy
miło mnie zaskoczyły. Podczas gdy w większości miast takie placyki są
zaniedbane i prezentują tylko obdarte ściany, tutaj przyciągają turystów.
Byłem, zobaczyłem, zwiedziłem... ładnie tam, a po drodze degustacja lokalnych browarów:)
OdpowiedzUsuń