Autostopem do Gruzji – poradnik, know
how
Gruzja – niewielkie państwo w Kaukazie. Obszarowo zajmuje
teren dwóch większych polski województw, a cała ludność liczy tyle, co
aglomeracja potężniejszego europejskiego miasta. Kiedyś jeszcze kojarzona jako część Rosji,
czy miejsce zbyt niebezpieczne, aby tam jechać,
dzisiaj przyciąga.
Przyciąga jak magnes rzesze ludzi z całego świata. A jedną z
nacji, która najbardziej upodobała sobie ten kaukaski kraj, jesteśmy my –
Polacy.
Nie wiem, co dokładnie mówią statystyki , ale w ostatnim
roku Gruzję odwiedziło z pewnością kilkaset tysięcy naszych rodaków. Twierdzi się, że jesteśmy w pierwszej trójce,
jeśli chodzi o odwiedzających ten kaukaski kraj.
Opcji pokonania prawie 3 tys km w linii prostej jest kilka.
Najpopularniejszy samolot, rzadziej prom z Ukrainy, czy podróż samochodem – to
opcje stosunkowo kosztowne.
Owszem, można czatować na okazyjne ceny biletów, jednak
poniżej 1000zł w obie strony raczej trudno zejść.
W związku z coraz większą popularnością Gruzji, dużo ludzi decyduje się spędzić tam wakacje i nie dysponując zbyt wielkimi
funduszami, wybiera podróż autostopem. Stosunkowo
często widzi się opisy tego typu wypraw
w sieci.
Tak właśnie postąpiłem i ja, jako przykład gatunku studenckiego i
postanowiłem przejechać tą trasę, po prostu opierając się o dobre serce obcych
ludzi.
Nie będę tu mówił, że miałem jakoś trudno od samego początku i że długo się
przygotowywałem. Nie, nie, nie. Po pierwsze na wyjazd tego typu trzeba
patrzeć nie jak na wyprawę życia,
przeznaczoną dla nielicznych, ale
sposób na zaoszczędzenie na transporcie, bądź środek do osiągnięcia celu. Celu
jakiego nie bylibyśmy w stanie osiągnąć, w wypadku konieczności zapłacenia za
transport.
Ja patrzyłem tak na perspektywę wyjazdu do Gruzji, gdyż rok przede
mną wybrali się tam znajomi. Wcześniej byłbym przekonany, że to wyjazd na
koniec świata, ale jeśli znajomy może, to ja co? Będę gorszy? Poza tym udzieli mi oni kilku wskazówek i oczywiście
zmotywowali – czego i ja próbuję teraz.
O technicznych aspektach łapania stopa tu nie napisze. Piszą
to inni, a może i ja to zrobię, ale w osobnym wątku. W każdym razie, jeśli chodzi o towarzystwo,
to wybrałem opcję optymalną. Team –
chłopak i dziewczyna spełnia właśnie tą rolę. Bezpieczeństwo większe niż przy
dwóch przedstawicielkach płci pięknej, prawdopodobieństwo wzbudzenia zaufania kierowcy niż przy dwóch facetach -
także.
I Czas
Droga z Polski do Gruzji to prawie 3,3 tysiąca kilometrów, w
zależności od doboru trasy. W żadnym razie nie powinniśmy się bać tej liczby.
Ile czasu zajmuje ?– to chyba najpopularniejsze pytanie, które zadaje sobie
każdy planujący taką podróż. Oczywiście
nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Liczby
są różne, lecz zamykają się w przedziale 4-8 dni. Poniżej czterech dni chyba
dojechać autostopem się nie da, a o podróży powyżej ośmiu nie słyszałem(no
chyba że z balowaniem po drodze). Na te
rozbieżne dane trzeba patrzeć oczywiście z przymrużeniem oka. Żądającym konkretnych informacji radzę przyjąć
do obliczeń czas 7 dni. Chyba to będzie najodpowiedniejszym wyborem.
Poza osobistą organizacją wycieczki pozostaje oczywiście
czynnik obiektywny i zasadniczy w tym rodzaju podróży – szczęście w łapaniu
stopa. I trzeba przyjąć, że w końcu fortuna
dopisze. Tak będzie i już. Zdarza
się, że trzeba trochę postać. Mi nie zdarzyło się czekać więcej niż 3
godziny. Jednak bywa również, że zmieniałem
samochody w kilkuminutowych odstępach, bądź jeden kierowca wiózł mnie tysiąc i
więcej kilometrów. W podróży największy
zastrzyk szczęścia zaaplikował mi Gruzin, który spotkany na przejściu granicznym w Nadlac (Rumunia),
zawiózł mnie do samego Tbilisi. Znajomy jechał z Węgier do Istambułu z jednym
kierowcą itp.
Tak więc szczęście w łapaniu stopa w końcu musi
nastąpić i jeśli nie dziś, to jutro.
Trzeba przyjąć ten fakt, jako zjawisko nieuchronne. I nie twierdzę, że ja się
nie denerwuje, gdy stoję przy drodze na słońcu, gdy coś jest nie tak. Wręcz
przeciwnie – jednak zakładam, że w końcu los zacznie sprzyjać.
Podsumowując, w moim przypadku droga autostopem do
Gruzji zajęła w jedną stronę 8 dni, a z
powrotem 5. Musze tu jednak sprostować,
że jadąc do Gruzji spędziłem popołudnie
i wieczór w Budapeszcie, a ponad to dwa dni oczekiwałem w Turcji na
Gruzina. Gdyby nie liczyć tych postojów
zostałoby niecałe 6 dni uczciwej jazdy :D.
II Trasa
Jak już wspomniałem drogę autostopem do Gruzji trzeba
szacować na około 3300km. Nie chcę się sprzeczać, co do dystansu, bo
nie jest mierzony od linijki, a tylko orientacyjnie. Może ktoś lubi planowanie,
liczby i właśnie takiej informacji potrzebuję. Mi w każdym razie nie była ona
potrzebna.
Piszę tu oczywiście o drodze standardowej , czyt. na
południe - > na wschód. Drogi przez
Ukrainę i Rosję nawet nie brałem pod uwagę, gdyż jeszcze nie wiedziałem, że
granica rosyjsko-gruzińska jest otwarta od lata 2011.. Generalnie jest ona
możliwa i z pewnością będzie ciekawszą opcją, o której często się nie
słyszy. Można przypuszczać, że z drugiej
strony wzrośnie poziom trudności przedsięwzięcia. Pomijając kwestię wizy przez
Rosję, pozostaje sprawa niemożności
znalezienia właściwie jakichkolwiek porad w sieci.
Trasę na południe również możemy dzielić. Z
pewnością w drodze do Gruzji
będziemy przejeżdżać przez takie państw jak : Polska -> Słowacja -> Węgry
->………. -> Bułgaria -> Turcja
-> Gruzja.
Wykropkowane miejsce oznacza jedną zmienną na naszej mapie –
możemy zapełnić ją nazwą Rumunii bądź Serbii.
Zanim wyjechałem w podróż autostopem do Gruzji, wspomniany
znajomy, który był tam wcześniej doradził mi trasę przez Serbię. Koniec końców, nigdy nie zdecydowałem się na
tą drogę, ale decyzję w tym wypadku podjął bardziej los. Jak to się odbyło, gwoli ścisłości z moje
winy, można przeczytać w RELACJI i
takich nieporozumień unikać.
Wybrałem opcję numer dwa – Rumunię, a teraz chciałbym was
także do niej przekonać. Dlaczego? –
zapytacie.
Jest ku temu kilka powodów:
1.
Serbia nie jest państwem UE i wiąże się z tym
kontrola paszportowa już na tym etapie. Tak czy owak, w Turcji potrzebny nam
paszport – powiedzą przeciwnicy. Ja stwierdzę, że to dodatkowa strata czasu w kolejce.
2.
Przejazd przez kraj, gdzie mniejsze jest
prawdopodobieństwo trafienia na tranzyt w interesującym nas kierunku (dlaczego?
->czytaj niżej).
Kolega, który wracał z Gruzji
autostopem przez Serbię wspomina, iż przejazd przez ten kraj nie jest
problematyczny, ale komplikacja zaczyna się w Bułgarii, gdyż odcinek granica –
Sofia jest bardzo mało uczęszczany i trudno stamtąd się „wyrwać”
Jak wspomniałem – nakłaniam do wyboru drogi przez Rumunię,
gdyż:
1. Jedziemy cały czas terenem UE – poza komfortem
psychicznym unikamy kolejek na przejściach.
2.
W okolicach Sibiu, ściągamy na siebie właściwie
cały tranzyt z zachodniej i środkowej Europy, w kierunku na Turcję.
3.
Obstawiamy wtedy trasę gruzińskich i tureckich
tirów. Na Węgrzech dowiedziałem się, iż właśnie te nacje – w naszym wyjeździe
najbardziej preferowane jako kierowcy, potrzebują do Serbii wizy i dlatego omijają
ten kraj.
III Planowanie trasy – punkty
kluczowe
Orientacyjne dane, jakie podałem powyżej powinny posłużyć
nam na planowanie trasy. Najlepiej chyba przyjąć czas podróży na tydzień
i zaplanować po drodze punkty kluczowe. Po jednym na każdy wieczór. Zależnie od upodobań. Mogą to być duże miasta
– przejścia graniczne lub stacje benzynowe – w zależności od upodobań
noclegowych, o czym później. W przypadku
chęci można pobawić się jeszcze w jakieś punkty awaryjne, etc. Ja przyjmuję, że 450km dziennie przejedziemy
na pewno, a w razie kolizji będziemy improwizować.
Proponowana przeze mnie dokładna droga (z podziałem na dni)
może wyglądać tak:
1.
PG(przejście graniczne) Barwinek (Słowacja) -> Koszyce -> PG
Tornyosnemeti (Węgry) -> Miszkolc -> Debrecyn -> PG Bors
2.
(Rumunia) Oradea -> Turda -> Alba Julia
-> Sibiu
3.
Ploesti -> Bukareszt –> Giurgiu -> PG
Russe
4.
(Bułgaria) Veliko Tarnovo -> Stara Zagora
-> PG Edirne
5.
(Turcja) Edirne -> Istambuł -> Bolu
6.
Ilgaz -> Merzifon -> Samsun
7.
Ordu -> Rize -> PG Sapr (Gruzja) - >
Batumi
Co do trasy należy się kilka uwag. Nieprzypadkowo przez
Turcję wiodą najdłuższe odcinki – nie boję się użyć stwierdzenia, że tam przejedziemy
najwięcej.
Nie bez powodu nie zatrzymujemy się także w Istambule. Każdy
postój w mieście kosztuje stratę czasu, a w takim molochu szczególnie.
Jest to jedna z aglomeracji całkowicie odpornych na ruch pieszych.
Wjechać łatwo, jednak z wyjazdem może być gorzej, bo trzeba łapać stopa przy
autostradzie. Oczywiście, da się –
jednak po co utrudniać sobie życie.
W powrotnej drodze do kraju ważnym punktem jest przejście
turecko-bułgarskie w Edirne. Określiłbym je jako klucz do Europy. Przejeżdża tamtędy i zatrzymuje się moc ciężarówek. Jeśli trochę poczekamy i pogadamy
z kierowcami to możemy zapewnić sobie daleki transport – nawet i do kraju.
Po autostopowym wyjeździe do Gruzji, gdyby ktoś zadał mi
pytanie gdzie najlepiej się „łapie” – odpowiedział bym bez zawahania – w
Turcji.
Mimo iż przez wielu ten muzułmański kraj odbierany jest jako
nieprzyjazny dla „giaurów” , to wcale nie jest prawdą. Osobiście byłem pełen
stereotypów. Po tym co słyszy się w mediach, co mówi otoczenie i ludzie których
najczęściej jedyną wspólną rzeczą z Turcją jest znoszony sweter, można mieć
takie wrażenie ;). Na przykład koleżanka
zrezygnowała z wyjazdu, właśnie z tego powodu -
paplaniny otoczenia.
Dla autostopowicza
Turcja jest krajem bardzo przyjaznym. Drogi dobrej jakości, za koczowanie przy
autostradzie nie biją, a kierowcy wprost zadziwiają życzliwością. Byłem zaszokowany, gdy pod Istambułem, Tiry
na autostradzie stawały jeden za drugim, żeby nas podwieźć. I z tych właśnie
powodów, najprawdopodobniej Turcję przejedziemy najszybciej.
Gruzja –w drodze do stolicy trzeba pokonać prawie cały
kraj. Tu było wprost przeciwnie. O „autostopowaniu”
w Gruzji słyszałem różne cuda. Że co
drugi kierowca się zatrzymuje, że powyżej 5 minut nie czekał nikt etc. I właśnie chyba z tego powodu byłem
zawiedziony. Owszem, tam autostopem jeździ się dobrze, ponadprzeciętnie niż w
krajach europejskich, jednak nie można wychodzić z założenia Gruzinów –
cudotwórców. W miejscach mniej
popularnych jest naprawdę dobrze, w turystycznych można postać i dłużej. No
chyba że zapłacimy. Taksówek i marszrutek nie brakuje.
Autostop to popularny sposób transportu w Rumunii. Jeśli nie
trafimy na dobrego Rumuna, to z pewnością na TIRa, który jedzie gdzieś
tranzytem. Trzeba jednak pamiętać, że w
tym kraju tradycyjnie za stopa się płaci. Miejscowi płacą, wiec czemu turysta ma dostać coś za darmo.
Państwo, które jeszcze wymienię to Bułgaria. Tam autostopem jeździ się źle. Osobiście nie
miałem szczęścia podróżować z Bułgarem, jednak znajomi zdecydowanie byli
zniesmaczeni czasem spędzonym na lokalnych drogach. Podobno z powodu napadów, tubylcy boją się
zatrzymywać.
Pozostałe kraje, które zawarłem w opisie powyżej są zbędne do dłuższego opisywania. Jak to
cywilizowane państwa europejskie – każdy sobie i na litościwego kierowcę trzeba
swoje odczekać.
Po prostu – standard.
Na sam wyjazd oczywiście trzeba zabrać niezbędne rzeczy. Nie
mówię tu o ubraniach, jedzeniu, czy innym wikcie, potrzebnym do przeżycia. Można zastanawiać się mianowicie, co wziąć,
aby prawidłowo orientować się w swoim położeniu. Z miejsca mogę polecić GPS turystyczny. Małe,
przydatne urządzenie, z pomocą dobrej mapy, na pewno będzie dla nas pomocne.
Teoretycznie może służyć jako wyłączne narzędzie do określania naszego
położenia.
Praktycznie różnie z takimi urządzeniami bywa, a problem
potocznie zwiemy „złośliwością rzeczy martwych”. Poza tym gadget nie jest tani
i nie każdego stać (np. ja póki co nie mam własnego).
Niezawodnym sposobem zawsze pozostanie mapa. Nie należy tu
oczywiście zbytnio przesadzać. W swojej
podróży, na dwie osoby posiadaliśmy:
1.
Wydruk trasy, naniesionej na Google maps,
2.
Dużą, poglądową mapę Europy, skala ok. 1:4500000
3.
Mapę drogową Turcji w skali 1:1000000
4.
Mapę poglądową Gruzji (z przewodnika na kartce
A5) ;)
Myślę, że taki komplet będzie wystarczający. Osobiście,
dysponując tymi mapami nie miałem żadnego problemu z orientacją.
VI Waluta dla wszystkich krajów
Kolejną kwestią, nasuwającą się potencjalnemu
autostopowiczowi jest kwestia waluty. Co
wziąć, w jakich ilościach, gdzie dostać. To pytania którymi nie powinniśmy
sobie zawracać głowy. Teoretycznie w każdym kraju obowiązuje inna waluta, która
w większości w Polsce jest trudno
osiągalna. Kolega próbował kupić no i nie kupił.
Praktyka wygląda bardziej kolorowo. W państwach Unii możemy
śmiało kupować w Euro, zaś Turcja i Gruzja to państwa jeszcze strefy dolarowej.
Warto mieć parę zielonych świstków, bo „zielony” u nich ma duży prestiż. W wielu miejscach w Turcji, np. stacje
benzynowe, akceptowane jest także Euro. Już od granicy – wiza to koszt 15 Euro.
Ponad to jesteśmy w XXI wieku i bankomat czai się na
przechodnia niemal za każdym rogiem.
Konkludując potrzebujemy kilkadziesiąt ojro, trochę dolarów, a pozostałe pieniądze na rachunku bankowym.
Wbrew temu co by się mogło wydawać, na południu i
południowym wschodzie kontynentu można się dogadać. Węgrzy i Rumuni w większości rozumieją po
angielsku czy niemiecku przynajmniej w stopniu komunikatywnym. Może co innego
na wsi, czy w górach, ale w mieście, przy ruchliwej ulicy z pewnością nie będzie problemów w porozumiewaniu. W Gruzji i Bułgarii porozmawiamy za to po
rosyjsku. W tym pierwszym kraju, jak to w byłej SRR, ten język jest podstawą
komunikacji. Około 80-90% ludności zna
go przynajmniej w stopniu podstawowym. Konsekwentnie
przydaje się także umiejętność literowania w cyrlicy – tym alfabetem wypisane
jest wiele nazw w Gruzji i wszystkie w Bułgarii (oznaczenia miejscowości są w
także w alfabecie łacińskim).
Największą próżnią językową jest Turcja. Typowy Turek, którego przyjdzie nam spotkać,
szeroko uśmiechnięty, grubszy chłop z wąsem (to moja ikona Turka) poliglotą nie
jest. To delikatne stwierdzenie – najczęściej mówi tylko w rodzimym języku,
trochę po arabsku i tyle. Rosyjskiego nie znają tam w ogóle, angielski w
stopniu znikomym. Często powołują się na język niemiecki, ale bywa że kojarzą
tylko słowo „gut”. No i oczywiście
„problem”. To mówi każdy – „kein
problem”, „no problem” w odniesieniu do wszystkiego.
Dlatego warto parę słów po turecku znać, bądź chociaż
wypisać i mieć przy sobie w czasie podróży. Pozostałe zwroty nadrabiamy
gestykulacją i „body language” J.
Pewien polski kierowca ciężarówki,
spotkany w Rumunii, na pytanie, czy
rozumie lokalny język, odpowiedział – Oczywiście, tylko od mówienia ręce bolą.
I tego się trzymajmy. J
Bezpieczeństwo - przy podróżach autostopem najczęściej
podnoszony argument ich przeciwników.
Nie będę tu wypisywał żadnych cudów. Niejedno już napisano o
bezpieczeństwie przy tym sposobie podróżowania. Nadmienię tylko, że wyprawa do
Gruzji na pewno nie będzie bardziej niebezpieczna niż np. do Barcelony czy
Mediolanu. Zakazu podróżowania
autostopem ustawodawstwo żadnego z państw, przez które jedziemy, nie
przewiduje.
Już drugi raz z kolei dementuję strachliwe poglądy a propos
Turcji. Kraj, jak każdy inny, można rzec –orientalny, a autostopem jeździ się
znakomicie. Może jeszcze dwie dziewczyny mogłyby się czuć niepewnie, ale para –
nie ma powodu do niepokoju. No i
oczywiście – kimkolwiek byliście w Polsce, na wyprawie jesteście mężem i żoną J.
Żeby uniknąć nieprzyjemności i tym samym czuć się
bezpieczniej, proponuję pytać kierowców o koszt podwózki, albo od razu mówić
„no Money”. Ten zwrot rozumie każdy, a
my mamy pewność, że machający na odczepne ręką nic od nas nie zażąda. Jak wspomniałem, w Rumunii funkcjonuje płatny
autostop, a w Gruzji w popularnych miejscach aż roi się od taksówek czy amatorów
łatwego zarobku. Bądźmy uważni.
Na wyjazdach tego typu jest to termin dość specyficzny.
Niejeden wyga autostopowy uśmiechnie się, jeśli zapytamy go o nocleg. Sam się
cieszę, na myśl, ile można by opowiadać o pomysłowości wyszukiwania miejsca na nocny spoczynek.
Trzeba powiedzieć wprost – to jest autostop i wygód
najprawdopodobniej nie będzie. Możemy
jednak podjąć starania, aby umilić sobie warunki podróżniczej egzystencji.
1.
Coachsurfing
Co to jest nie musze chyba wyjaśniać. Jeśli ktoś nie
kojarzy, to czas najwyższy się zapoznać, zalogować i działać. Opcję korzystania z surfowania po kanapach
powinniśmy oprzeć o punkty kluczowe (czytaj wyżej). Ogólnie ona polega na tym,
aby zapewnić sobie nocleg u mieszkańca jednego z miast na naszej trasie i
dotrzeć tam w planowanym czasie. Osobiście korzystaliśmy z takiej opcji tylko
raz, jadąc do Gruzji. Mianowicie
zatrzymaliśmy się w Budapeszcie. Coachsurfing
oczywiście pochłania dużo czasu –
tracimy go na samym zatrzymywaniu się w mieście, z którego prawdopodobnie
będzie trudno wyjechać, dlatego opierać o nią każdy nocleg właściwie nie da
rady. Według mnie najlepszym rozwiązaniem będzie obsadzić Coach’ami punkty
kluczowe z zastrzeżeniem, że możemy się nie pojawić lub dotrzeć z opóźnieniem
(zwykła kwestia dogadania).
2.
Hostele, schroniska etc.
Ta możliwość jest bardzo zbliżona do poprzedniej. Zamawiamy noclegi w miastach – punktach kluczowych.
Rezerwujemy tam, gdzie najtaniej i gdzie nie wymagają zapłaty zaliczki.
Dotrzemy do miasta to przenocujemy, nie dojedziemy – trudno. Największym minusem oczywiście jest
odpłatność noclegów tego typu. Osobiście po drodze, aż do Tbilisi, nie korzystałem
z płatnych noclegów.
3.
Kreatywność
Gdy nie mamy Coacha ani zarezerwowanego hostelu musimy
zacząć kombinować. Człowiek to istota, która zdolna jest przystosować się do
skrajnych warunków. I umiejętność asymilacji
będziemy mogli wykorzystać. No dobra, bez żartów. Poważnie - tą opcję wybierałem najczęściej.
Na wyjazd koniecznie zabieramy namiot. Może się on przydać w razie niesprzyjającej
pogody, chroni przed insektami i daje odrobinę prywatności. Miejsce na namiot znajdzie się właściwie
wszędzie, osobiście zazwyczaj staram się rozbić go tak, aby za bardzo nie
rzucał, się w oczy.
Nie zawsze jednak będzie sposobność z tego schronienia skorzystać. Czasami uda się nam i kierowca ciężarówki
udostępni jedno z leżących miejsc. Przede wszystkim jednak musimy zdać się na
własną kreatywność i szukać odpowiednich punktów. Przykłady można mnożyć. Jednym z ciekawszych
moich dzikich noclegów była na przykład budka ratowników, na plaży w
Batumi.
Tu doszedłem do końca teksu. Poradnik jest pisany na szybko
i za ewentualne błędy przepraszam. Opiera się on o rzeczywiste doświadczenia
moje i moich znajomych, którzy ta trasę przejechali. Miedzy innymi dziękuję
Anicie i Januszowi za swoje wskazówki. Jak wspomniałem, głównym celem tekstu
jest zachęta i chęć przekazania swoich skromnych doświadczeń. Myślę, że może przydać się, komuś planującemu
wyjazd autostopem do Gruzji, ułatwić realizację tego przedsięwzięcia lub
zmotywować. Gdyby tą rolę spełnił – byłbym bardzo zadowolony.
Zainteresowanych odsyłam do RELACJI z mojego autostopowego wyjazdu do Gruzji.
Zainteresowanych odsyłam do RELACJI z mojego autostopowego wyjazdu do Gruzji.
Szerokiej drogi J
Pozdrawiam
Tomasz Duda
Fajny wpis ; )! Dzięki!
OdpowiedzUsuńzmotywowani mt
http://mumagstravellers.blogspot.com/
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń