wtorek, 27 stycznia 2015

Świąteczna wycieczka na Turbacz

30 grudnia wybrałem się na Turbacz w ramach programu górskiego uświadamiania mojej rodzicielki. Aura od samego rana zapowiadała poważną zimę.

Temperatura -10 stopni celcjusza, przelotny śnieg i zawiana autostrada. Za Myślenicami pojawiły się pierwsze wzgórza we mgle.

Tym razem postanowiłem wejść na znany szczyt inną drogą. W tym celu samochód zostawiliśmy w Koninkach i po znakach szlaku zielonego zaczęliśmy piąć się w górę w pięknej wprost atmosfwrze. Im wyżej tym robiło się chłodniej a śnieg stawał się coraz głębszy.
Torowałem drogę gdyż co najmniej od kilku dni nikt chyba tędy nie szedł.  Po niebie wędrowały chmury, choć czasem promień słońca rozświetlił piękną aurę. Droga upływała przyjemnie, a Czoło Turbacza osiągnęliśmy około 11:00.
Tam panowała już prawdziwa zima. Śnieg głęboki za kolana, wiatr i nie cieplej niż -15 stopni. Zima jak się patrzy.
Po kilkuminutowym postoju trzeba było mocno zagęścić kroki żeby rozgrzać zgrabiałe ręce.

Schronisko powitałem z utęsknieniem i sentymentem. Tego mi brakowało co najmniej przez ostatnie dwa miesiące.

Gorąca herbata, zawieja za oknem,  czego jeszcze może brakować?
Chyba biegowych butów. :)

Około 13 wyszliśmy w drogę powrotną. Niebo zafundowało nam wspaniałą scenerię kontrastu, od bieli śniegu po fiolet nieba. Początkowo szlakiem czerwonym, by za dwa kilomery odbić na północny zalesiony stok i zmienić znaczki na biało-czarne.

Około 15 byliśmy z powrotem w Koninkach na parkingu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz