Szlak turystyczny po bunkrach Linii Mołotowa
Tzw. Linia Mołotowa to pas radzieckich umocnień granicznych,
ciągnących się od Bałtyku po Rumunię.
Istotą budowy systemu fortyfikacji była chęć ochrony zachodnich rubieży Związku
Radzieckiego, które państwo zyskało na mocy traktatu „O przyjaźni i granicach”
z 28.09.1939 roku, przed napaścią III Rzeszy niemieckiej.
O tym, że porozumienie będzie nietrwałe, a „przyjaźń”
złudna wiedziały chyba obie strony
. Rosjanie postanowili działać i bronić się
w oparciu o linię graniczną i naturalne walory rzeki Bug. W ruch poszły tereny od Bałtyku po granicę
węgierską. Kopano transzeje i rowy przeciwczołgowe, stawiano murowane schrony
bojowe.
Prace nad linią umocnień granicznych rozpoczęły się latem
1940 i stymulowała je obawa, spowodowana zwycięskim marszem Wehrmachtu przez
zachodnią Europę. Powstały kilometry fortyfikacji
i blisko 2 tysiące obiektów murowanych.
Planowanych prac, mimo udziału setek tysięcy budujących, nigdy nie ukończono.
Operacja „Barbarossa” zastała żołnierzy radzieckich
właściwie z łopatami w dłoniach, leczących „chorobę dnia poprzedniego”.
Niedzielny atak 22 czerwca 1941 przeszedł przez Linię
Mołotowa, niekompletną i bez pełnej obsady. Nie odegrała ona strategicznej roli
w tej kampanii, jak i żadnej konkretnej funkcji
w całej wojnie.
Pozostały wszakże ruiny - pamiątka po umocnieniach, przyciągająca miłośników II wojny światowej i
eksploratorów. Wybudowane przez Rosjan
bunkry to w większości schrony bojowe. Dla laika takie same, jednak sprawne oko
eksperta rozróżni wiele rodzajów stanowisk, typów budowli, różniących się
nieraz z pozoru niewielkimi szczegółami.
Pozostałości dawnej Linii Mołotowa znajdują się również na
terenie Polski. Elementy umocnień możemy spotkać na Pogórzu Przemyskim, czy
Roztoczu Wschodnim. Obiekty (głównie
betonowe schrony) obecnie reprezentują sobą bardzo różny stan zachowania.
Niekiedy widoczne na środku pola, czasem skryte w gęstym
lesie, z pewnością są warte obejrzenia.
Choćby z uwagi na fakt, że nie uległy zapomnieniu. W ostatnich latach powstało kilka szlaków
pieszych i rowerowych, wiodących turystę wzdłuż obiektów dawnej Linii, a wiele
ze schronów znajduje się pod opieką lokalnych pasjonatów, którzy poświęcając
swój czas i pieniądze, próbują przywrócić obiektom choć cień dawnej świetności.
Kwestią pozostałości po tzw. Linii Mołotowa zająłem się i
ja. Z racji militarystycznych zainteresowań uznałem, że spacer po terenie
dawnych fortyfikacji może być ciekawym pomysłem na spędzenie weekendu. Czas
pokaże, że miałem rację…
Ze względów odległości, na poletko doświadczalne wybrałem
Roztocze Wschodnie. Zakupiłem więc mapę
tegoż terenu w skali 1:60 tys wyd. Paweł Wład i zasięgnąłem języka w odmętach
Internetu.
Pokrótce, po „Bunkrach Linii Mołotowa” wiedzie pieszy szlak
niebieski o tej właśnie nazwie. Początek i koniec trasy znaczą miejscowości
Hrebenne i Horyniec Zdrój. Szlak liczy 51,5 kilometrów, a do zobaczenia, prócz
innych atrakcji, jest kilkadziesiąt obiektów dawnych, radzieckich umocnień.
Po tym wstępie, czas na wyprawę. Termin to kwiecień 2010
roku, a uczestników jest trójka – ja, Anita i Krzysiek. Sobotnim rankiem wyruszamy z Lublina. Najpierw busem do Zamościa, następnie PKSem
do Tomaszowa Lubelskiego. Dalej
komunikacja publiczna stoi pod znakiem zapytania w postaci luk w rozkładzie.
Idziemy na stopa. Mamy fart – mimo trzyosobowego składu, po
kilkunastu minutach zmierzamy do Bełżca.
Pozostałości po dawnym obozie koncentracyjnym są dla nas
pierwszą atrakcją weekendu – obok tego obiektu nie można wprost przejść
obojętnie.
Pół godziny później zatrzymujemy busa do Lubyczy Królewskiej
i przed południem jesteśmy w miejscowości. Zaczynamy marsz niebieskim szlakiem
na południowy zachód.
Po dwóch kilometrach docieramy do miejscowości Kniazie.
Warte obejrzenia są ruiny cerkwi grekokatolickiej pod wezwaniem św. Paraskewy,
znajdujące się nieopodal. Po lewej stronie na polach możemy zaobserwować
pierwsze schrony, majaczące w oddali.
Parę kilometrów dalej wchodzimy do Rezerwatu „Jałowce”. W
lesie znajduje się większe skupisko
schronów bojowych, które są warte
obejrzenia. Do niektórych można bez obawy wejść, inne kryją w sobie dwa lub
trzy poziomy, do których prowadzą pogięte, stalowe drabinki. Trzeba zachować dużą ostrożność decydując się
na eksploracje zakamarków tych obiektów.
Szlak prowadzi
następnie przez wzniesienia - Krągły i Długi Goraj (391,5m npm) – najwyższy
punkt trasy.
Do przejścia lasem mamy jeszcze 3 kilometry. Następnie przez
Hutę Lubycką docieramy do Woli Wielkiej.
Tu naszą uwagę przyciąga drewniana cerkiew grekokatolicka pod wezwaniem
Opieki NMP.
Kolejne duże skupisko schronów bojowych znajdujemy w
okolicach Wielkiego Działu – czeka tu kilkanaście obiektów wartych obejrzenia.
Kilka z nich jest wysprzątanych, wyremontowanych i obielonych. Gdzieniegdzie
jeszcze trafić można perełkę – kopułę pancerną, która nie padła łupem złomiarzy.
Zdecydowanie polecam dociekliwość i
włóczęgostwo po tych terenach.
Nie wspomniałem, że bunkry Linii Mołotowa najlepiej
eksplorować właśnie wiosną. Wiele z budowli znajduje się w terenach zarośniętych
i gdy przyroda wokół zazieleni się, będziemy mieli małe szanse na znalezienie wszystkich
betonowych schronów.
Niebieski szlak pieszy prowadzi nas dalej do Rezerwatu
torfowiskowego „Źródła Tanwi”. Na miejsce docieramy wieczorem i nie w pełni
możemy cieszyć się widokami. Przechodzimy za niebieskimi znaczkami przez
drewniane kładki ułożone nad torfowiskami.
Ze Złomów Ruskich zmierzamy na południe. Ostatnie dwa
kilometry dzielące nas od Polany Horynieckiej pokonujemy w świetle
latarek.
W miejscowości, słynącej ze stadniny, mamy zarezerwowany
nocleg ok. 30zł/osoba) . Właściciel
agroturystyki, położonej na skraju wsi,
wychodzi nam naprzeciw. Dziś przeszliśmy dość pokaźny odcinek – ponad 26
kilometrów.
Niedzielny ranek jest bardzo mglisty. Nie zachęca do marszu i nie wróży dobrej
pogody.
Pozbawieni jakiegokolwiek wyboru kontynuujemy wycieczkę
niebieskim szlakiem. Początkowo drogą przez Polanę Horyniecką. We wsi jest
jeszcze parę atrakcji.
Po prawej stronie, na wzgórzu „Hrebcianka” przyczaiły
się dwa schrony bojowe linii Mołotowa, zaś po lewej , w Dolinie Brusienki
znajdujemy ruiny cmentarza Unickiego.
W
porannej, mglistej atmosferze obiekt wygląda bardzo tajemniczo, a każdy z
nagrobków zachęca do obejrzenia, opowiadając swoją indywidualną historię.
Polana Horyniecka prawie płynnie przechodzi w Nowe Bursko.
Na skraju wsi, przed wejściem na pola, zwiedzamy drewnianą cerkiew
grekokatolicką pod wezwaniem św.
Paraskewy.
Kolejny kilometr marszu i wyrasta przed nami większe
skupisko fortyfikacji drugo wojennych. Na polach i skraju lasu, majaczą
bryłowate sylwetki betonowych budowli.
Niestety w większości kryją w sobie kilogramy śmieci i nie zachęcają do zwiedzenia
ich wnętrz. Zadowalamy się kontemplacją fortyfikacji z oddali.
Na polach przed miejscowością Podemszczyzna znajdują się
jedne z ostatnich budowli na trasie. Warto rzucić „na odchodne” spojrzenie w
kierunku pudełkowatych konstrukcji, które jeszcze długo pozostaną nam w
pamięci.
Szlak niebieski wiedzie nas powoli ku końcowi trasy. Do przejścia mamy jeszcze około 6 kilometrów
przez Podemszczyznę i Puchacze. Idziemy najczęściej drogami bitymi o różnym
stanie nawierzchni. Ostatni odcinek prowadzi przez las. Maszerujemy na południe i około 13stej docieramy
do Horyńca Zdrój. Dzisiejsze 12 kilometrów
szlaku upłynęło bardzo szybko, a pogoda nieco się wyklarowała.
Na autobus (chyba jedynego przez cały dzień) do Lublina,
czekamy jeszcze godzinę. Na szczęście pojawia się i korzystając z ulgi
studenckiej, za trzydzieści parę złotych, wsiadamy w naszą ostatnią podróż tego
dnia.
Podsumowując – szlak „Po Bunkrach Linii Mołotowa” to dobra propozycja na konstruktywne
spędzenie weekendu. Kilkadziesiąt
kilometrów trasy zadowoli z pewnością turystów, schrony przyciągną
militarystów, a architektura i zabytki przyrody zaciekawią nawet wybrednych.
Udanego zwiedzania.
Pozdrawiam
Tomasz Duda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz