Lawiny, zagrożenie lawinowe – na dobry początek
W ostatnich latach temat lawin i zagrożenia lawinowego stał
się bardzo popularny. Polska stara się
poziomem świadomości doganiać kraje zachodnioeuropejskie, czy skandynawskie.
Oprócz szkół wspinaczkowych i wysokogórskich, które jakby z komercyjnej natury, zajmowały się tymi problemami, problem zagrożenia lawinowego zaczyna niemal nas
otaczać. Lawina powoli staje się poza
niebezpieczeństwem obiektywnym i tematem tabu – ryzykiem świadomym. Kwestia
przyjęcia tego ryzyka to już co innego – wg. opinii specjalistów zdecydowana większość zasypanych przez lawinę
zdaje sobie sprawę z zagrożenia.
Jednak nie o tym mowa.
Przez częste powtarzanie i nagłaśnianie informacji, mamy porzucić stare nawyki i drogę
łatwizny. Łatwiznę, czyli rozwiązanie,
że zagrożenie owszem jest, ale co my możemy właściwie zrobić, skoro nie da się
go wykluczyć? Póki co, nas przecież nie dotyczy. Poważniejsze zastanowienie przychodzi dopiero,
przed samą wycieczką w góry. No , ale co
wtedy, w parę godzin pomiędzy pakowaniem plecaka, a wyjazdem możemy się
dowiedzieć. Ano nic. I właśnie takim
sytuacjom ma zaradzić kampania podjęta na wielu płaszczyznach – kampania
uświadamiania. I także do tej kampanii
chciałbym dołączyć.
Lawina ma stać się tematem, który weźmiemy sobie do serca i
spróbujemy ograniczyć, zagrożenia jakie niesie. Ważne jest, żeby tylko nie
pomylić tego z lekceważeniem, bo nie w
tym rzecz.
A problemem zagrożenia lawinowego, powinien zainteresować
się każdy, kto jeździ w góry, albo planuje w przyszłości takie wyjazdy. W Polsce, poza Tatrami, które przodują w tego
typu wypadkach, niebezpieczeństwo zasypania
istnieje w Bieszczadach, Karkonoszach
czy w masywie Babiej Góry. W
innych rejonach praktycznie wypadki lawinowe nie występują , co nie znaczy iż
ich nie ma, a zagrożenie nie istnieje. Teoretycznie na stokach o nachyleniu
powyżej 20 stopni lawina może zjeść. Czyli generalnie w każdych polskich
górach.
Podstawowym pojęciem
jest więc wiedza. Informacje jak lawiny powstają, jakie warunki oddziałują na pokrywę śnieżną i
jak ograniczyć niebezpieczeństwo zasypania są na wagę złota. Jak wszędzie – bazą jest teoria i tą
trzeba zgłębić i zapamiętać.
Początkującemu turyście proponuję poszukiwania widomości jak
zawsze zacząć od Internetu. Znajdzie tam
wiele informacji, także przygotowanych profesjonalnie.
Jakiś czas temu TOPR wrzucił wideo z „Akademii TOPR” – ponad
50minut przyjemnego materiału, który trzeba zobaczyć i od niego warto zacząć
naszą przygodę z tematem lawin:
Na stronie Polskiego związku Alpinizmu znajdziemy także artykuły
w wersji PDF, dotyczące zagrożenia lawinowego.
To tylko sugerowane opcje z wielu możliwych.
Druga sprawa to sprzęt i umiejętność posługiwania się nim.
Nie bez podstawy piszę o tych dwóch aspektach urządzeń pomocniczych. Lawinowe ABC + opcjonalne gadgety to
podstawa. Trzeba to mieć, bądź trzeba
wypożyczyć w wypożyczalni. No albo kombinować w inny sposób – jak się chce to
można. Ceny niekiedy faktycznie bolą,
szczególnie dla laików, jednak należy patrzeć na nie przez pryzmat naszego
bezpieczeństwa. Często się słyszy, że na życiu się nie oszczędza – a tu o życie
chodzi.
Głównie z powodu ceny, sprzęt lawinowy jest dla niektórych
poza zasięgiem i w naszym kraju dopiero „raczkuje”. No wszak co innego dla nas
1000 zł, a dla Niemca 250 Euro, czyż nie? Nie ma tu jednak żadnego
wytłumaczenia dla ignorantów.
W ubiegłym sezonie za temat „lawinowe ABC” wziął się TPN. W
planach pojawiły się obietnice rozpowszechnienia sieci wypożyczalni sprzętu w
miejscach, gdzie po prostu być powinien – w schroniskach – nie wiem jak sprawa wygląda
w tej chwili i ile z tego postulatu weszło w życie.
Umiejętność posługiwania się sprzętem jest równie ważna jak
sam sprzęt. Posiadanie detektora czy
sondy niczego nie daje, jeśli nie umiemy się z nim sprawnie obchodzić. No
liczę, że łopatę obsłuży każdy. Tylko,
że to nie wystarczy. Jak powszechnie
wiadomo, po wypadku lawinowym kluczową rolę odgrywa czas. A mamy go niewiele –
w około 75% przypadków - tylko 15 minut.
Dla człowieka nieobytego z urządzeniem, które posiada – czas niewystarczający.
Z tego tez powodu dużo czasu powinniśmy poświęcić na trening. Najlepiej - jak niemal ze wszystkim – wyrobić
sobie pewien nawyk, który w przyszłości sam nas będzie kontrolował. Jednak tego
trzeba jeszcze chcieć.
Poza tym sprzęt nie uprawnia do niepotrzebnego ryzykowania –
w przypadku porwania przez lawinę niejako automatycznie tracimy pokaźny procent
szans na zdrowy powrót do domu.
Teoria i sprzęt to tylko wierzchołek góry lodowej. Lawiny to niebezpieczeństwo obiektywne i wyeliminować go nie można – my zmierzamy do jego
ograniczenia. I w ramach tego, w założeniu będziemy zgłębiać coraz bogatszą
wiedzę i coraz bardziej doskonalić naszą
znajomość używania ekwipunku.
Poza tym trzeba nam
praktyki. A najgorsze, że kupić tego nie
można, a trzeba doświadczyć. Co zrobisz – to twoje. Im więcej wiesz, im więcej sytuacji
analizujesz praktycznie – tym lepiej.
Oczywiście w doskonaleniu tym można być samoukiem i
doskonalić się poprzez wyjazdy, ale nie
tędy droga.
Trzeba zrobić kurs. W
obecnej chwili nie ma problemów z ich
dostępnością, a raczej wprost przeciwnie – z wyborem odpowiedniego
spośród całej palety. Oprócz
samodzielnych kursów lawinowych, temat poruszany jest na innych kursach
wysokogórskich. Turystycznych czy taternickich. To tylko najczęściej
„liźnięcie” tematu i bardziej chodzi o to, żeby klient nie wyszedł po takim
kursie bez podstawowej wiedzy, wszak nie
wypada.
Nas interesuje typowy, kurs lawinowy. Cena to 300-350zł i więcej. Tu też
ma znaczenie kto taki event prowadzi, bo
przeciwnie jak sądzą niektórzy – nie ma uregulowanej sprawy wymogów
takich przedsięwzięć i może je organizować każdy na swoich zasadach.
Najlepszym rozwiązaniem są,
prowadzone przez osoby z międzynarodowymi umiejętnościami. UIAGM. Poza
tym kursy prowadzą także ratownicy TOPR (napisałem „poza”, a nie „i” , gdyż nie wiem czy posiadają oni takowe uprawnienia), w
systemie dwustopniowym i ta propozycja wydaje się godna polecenia. Ci ludzie po
prostu mają doświadczenie i ogromną wiedzę.
Najczęściej po takim kursie osoba dostaje także materiały
teoretyczne, więc można tam iść zupełnie na „Jana”.
Mnie wydaje się to jednak trochę nieodpowiednie – nawet
logicznie rzecz biorąc – więcej zapamiętamy, mając jakiekolwiek pojęcie o
temacie.
A tak właściwie, po co ten wpis? Pokrótce wyjaśniłem na
początku – trzeba wspierać kampanię uświadamiania turystów o niebezpieczeństwie
lawinowym i naszkicować jakieś linie tym, którzy planują bliższą konfrontację z problemem
lawin, a nie wiedzą od czego dokładnie zacząć.
Może komuś pomogę. Może kogoś uświadomię. A na pewno będę miał satysfakcję J
Tomasz Duda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz