Ziemia świętokrzyska, to region który darzę szczególnym sentymentem. To tutaj zaczynałem swoją przygodę z turystyką, zdobywałem swoje pierwsze góry i co najważniejsze, na tym terenie położony jest mój dom rodzinny. Nic dziwnego, iż powróciwszy co jakiś czas w te strony, mam ochotę wyrwać się gdzieś w teren, zobaczyć coś nowego, a nawet pochodzić po znajomych miejscach i powspominać.
Okazja do odwiedzenia świętokrzyskich atrakcji turystycznych pojawiła się niedawno, w połowie sierpnia. Pobyt w domu, wolna niedziela i chwila zastanowienia co zrobić z wolnym czasem. Nawet może nie – co zrobić, ale gdzie pojechać.
Wyświetl większą mapę Ustaliłem po pierwsze, że wybiorę się w Góry Świętokrzyskie i pewnie odwiedzę jedno z popularniejszych miejsc. Święty Krzyż, Łysica, czy inne ścieżki które już deptałem.
Wszystko było właściwie ustalone, gdy nagle zdałem sobie sprawę, że taka wycieczka jest trochę pozbawiona sensu. Mam czas, środek transportu i wiele nieodwiedzonych miejsc, a ja wybieram się tam, gdzie „zawsze”. Uświadomiłem sobie nagle, że człowiek jeździ po Europie, świecie, planuje wyprawy „Bóg wie gdzie”, a lokalne wycieczki traktuje schematycznie, bez wysiłku i chęci zmiany czegokolwiek.
Po takich rozmyślaniach postanowiłem schemat naruszyć. Wybrałem na mapie Gór Świętokrzyskich parę miejsc:
a) które odwiedziłem w czasach dziecięcych i zapomniałem oraz
b) w których nie byłem, a co najmniej powinienem.
Z takich prostych kryteriów uzbierało się parę punktów na objazdówkę. Jedne bardziej znane, inne mniej, ale subiektywnie warte odwiedzenia.
No to w drogę
Niedziela 18 sierpnia od rana zapowiada się obiecująco. Ani jednej chmurki na niebie i rychły upał, jakiego w ostatnich tygodniach nie było i już prędko nie będzie. Pogoda idealna na wyjazd gdziekolwiek byle tylko nie siedzieć w domu.
Z chałupy wygramalam się niespiesznie. Pakuję w samochód to i tamto, innych rzeczy zapominam i wracam, raz i drugi … a zegarek nieubłagalnie wskazuje 10.
Koniec końców udaje się wszystko wziąć i wyjechać. Na północny wschód.
Pierwszy przystanek robię po niespełna godzinie jazdy, w Tokarni. Kto był to wie, a kto nie był się dowie, że we wsi położonej przy trasie Kielce-Kraków znajduje się Muzeum Wsi Kieleckiej. W skansenie tym byłem już ładnych parę lat temu, ale z racji upływu czasu i dziecięcego wieku, niewiele z tamtej wizyty zapamiętałem. Bilet normalny do skansenu kosztuje 12 zł, ulgowy jest o połowę tańszy. Na szczęście udaje mi się załapać na ten niskobudżetowy i wśród innych zwiedzających wchodzę na teren obiektu. Pech chce, że ludzi tu nie brakuje. Z racji niedzieli i faktu, iż akurat trafiłem na dzień gminnych dożynek. Niemniej miejsca wystarczy dla wszystkich.
Muzeum jest duże i podzielone na kilka oddzielnych sektorów, które prezentują poszczególne regiony Świętokrzyskiego. Główną część zabudowań w skansenie stanowią oczywiście wiejskie chaty. Niektóre całkiem zwykłe, niektóre zamknięte, lecz większość jest naprawdę interesująca. Dobrze zakonserwowane, zadbane i wypełnione rekwizytami, które dają wyobrażenie polskiej wsi sprzed kilkuset lat. Najstarsze pochodzą z XVIII wieku i są w znakomitym stanie, a przynajmniej na taki wyglądają. Gdy znudzą nas wiejskie chałupy możemy obejrzeć domy mieszczańskie, warsztaty, sklepy. Uwagę w Muzeum przyciągają również imponujące wiatraki. Jedne można zwiedzać od wewnątrz, a trzy pozostałe uzupełniają krajobraz wsi. Bardzo ciekawym obiektem jest również dworek szlachecki – piękny na pierwszy rzut oka wraz z interesującymi ekspozycjami we wnętrzu.
Około południa opuszczam Tokarnię, przebijając się przez tłumy turystów. Słońce ostro już dopieka , a mi wypada ruszać w drogę do następnego miejsca.
Najpierw jadę w kierunku Chęcin. Górujący nad miejscowością i przyciągający wzrok zamek w Chęcinach mijam z żalem, gdyż odwiedzałem go niedawno. Kieruję się dalej na zachód.
W pewnym momencie wzrok mój przyciąga znak. Strzałka z drewna wskazuje do jaskini, którą w planie nie uwzględniłem, ale z pewnością warto było by zobaczyć. Decyzja może być tylko jedna – zawracam i podążam za znakami. Jest ich trzy, jednak dobrze prowadzą mnie w miejsce docelowe. Wjeżdżam do coraz mniejszych wsi, jadę coraz to gorszą drogą i po paru kilometrach docieram do lasu. Dalej w głęboki piach nie chcę już się pchać, samochód zostawiam w cieniu drzew. Według oznaczeń zostało jeszcze 800m do przejścia niebieskim szlakiem pieszym. Szeroka dróżka wiedzie lekko pod górę i prowadzi do jaskini Piekło.
Po odwiedzeniu obiektu wracam na właściwą drogę. Kilkanaście minut później docieram do Miedzianki. We wsi kieruję się na znak informujący o Muzuem Górnictwa Kruszcowego. Po kilkuset metrach parkuję samochód i idę w kierunku pobliskiej góry. Wzniesienie Miedzianka mierzy 354 metry npm i jest jednym z lepszych punktów widokowych w okolicy na zachodnią część Gór Świętokrzyskich. Od wschodniej strony z której zmierzam podejście jest dość długie, a ścieżki nieoznaczone. Jednak przy odrobinie wyczucia bez problemu docieram na szczyt wzniesienia w sandałach. Widok ze szczytu naprawdę robi wrażenie. W oddali mogę podziwiać między innymi zamek w Chęcinach i Kielce.
Góra Miedzianka jest atrakcyjna również od wewnątrz. W okolicy znajduje się kilka wejść do jaskiń i sztolni, które mają kilkaset metrów długości. Do środka nie mam z kim wejść, więc podziemne atrakcje odpuszczam. Teren jest jednak wybadany i z pewnością jeszcze tu wrócę.
Tymczasem wracam, ale do samochodu, po czym ruszam dalej. Moja trasa wiedzie wąskimi gminnymi drogami na północ. Z pomocą mapy mijam plątaninę dróg bez żadnych pomyłek i po kilkudziesięciu minutach docieram do Oblęgorka.
W miejscowości znajduje się nic innego jak pałacyk Henryka Sinkiewicza. Parking przy sklepie kosztuje 5zł, a do obiektu prowadzi zwracająca uwagę aleja lipowa.
Pałacyk Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku położony jest na wzgórzu i jest niewidoczny od strony miejscowości. Dopiero od bramy możemy podziwiać park i umiejscowiony w centralnym punkcie, piękny, niewielki budynek. Teren jest bardzo zadbany. Równo przystrzyżony trawnik, czyste alejki i pieczołowicie odnowiona fasada budynku dodają miejscu estetyki. W środku pałacyku znajduje się muzeum poświęcone Henrykowi Sienkiewiczowi. Jest urządzone w nowoczesnym stylu, toteż na wejściu dostajemy elektronicznego przewodnika z słuchawkami, który oprowadza nas po pomieszczeniach. Poza pięknymi antykami miejsce podoba mi się przede wszystkim ze względu na estetykę. Zwiedzanie zajmuje ponad godzinę. Jeszcze spacer po terenie dworskiego parku i mogę ruszać dalej.
Późnym popołudniem docieram do Samsonowa. Już od drogi uwagę zwracają sporej wielkości ruiny, po lewej stroni pobocza. To pozostałości huty „Józef” , zbudowanej na początku XIX wieku, z inicjatywy Stanisława Staszica. Obok obiektu znajduje się parking, z którego korzystam. Pozostałości huty zabezpieczone są w formie trwałej ruiny, udostępnionej do zwiedzania. Można zobaczyć tu wyniosłą bryłę wielkiego pieca, hal produkcyjnych, czy wieży wyciągowej, a nawet zejść do podziemi.
Z racji zbliżającego się wieczoru hucie poświęcam niezbyt wiele czasu i zwiedzam ja pobieżnie.
Chwilę później jestem już w drodze do Zagnańska. Jadąc z zachodu, przed wsią po lewej stronie znajduje się monstrualnej wielkości drzewo. To znany dąb „Bartek”, mierzący 28,5 metrów wysokości, z pniem o średnicy prawie 10 metrów. Wiek drzewa różnie był podawany. Jedni eksperci szacują go na 1000, inni na ponad 600 lat. W każdym razie drzewo warte jest bliższej uwagi. Mimo ruchliwej drogi bez przeszkód można zatrzymać się na wielkim parkingu po drugiej stronie ulicy i bezpiecznie przejść „na światłach” , postawionych specjalnie ze względu na drzewo. Bartek naprawdę robi wrażenie. Wielki, rozłożysty, po części zniszczony. Drzewo w wielu miejscach podparte jest już stalowymi podporami , a dziury w pniu zaślepiono dodatkową korą. Mimo tych zabiegów to bardzo piękne drzewo i z pewnością zasługuje na uwagę.
Dąb „Bartek” to najdalszy punkt programu na dziś, wysunięty na północ.
Z racji wieczornej pory zmieniam kierunek na południowo wschodni. Przejeżdżam przez Kielce i zmierzam w stronę Łysogór.
Początkowo chcę zahaczyć o Świętą Katarzynę i mimochodem wejść na Łysicę (612 m npm), jednak rzędy samochodów zaparkowane aż po horyzont skutecznie zniechęcają mnie do tego pomysłu.
Bez przystanku przejeżdżam również przez Bodzentyn. Ruiny tamtejszego zamku zwiedzałem całkiem niedawno i nie czuję potrzeby powtarzania tego właśnie w tej chwili.
Zatrzymuję się za to w Nowej Słupii. Z trudem, bo z trudem i za 5 zł, ale jednak. Znowu pech chce, że w miejscowości ma miejsce dziś ostatni dzień słynnych „Dymarek Świętokrzyskich”. Przez ulice trudno się przecisnąć niemniej z solennym postanowieniem odhaczenia ostatniego punktu na dziś, z mozołem brnę w ludzkim tłumie na zachód. W miarę nabierania wysokości gęstwina rzednie, a ja wchodzę do lasu. Tu zaczyna się popularny szlak niebieski wiodący do jeszcze bardziej popularnego miejsca – na Święty Krzyż. Ku swojemu zdziwieniu, mimo prawdziwej dziczy w miejscowości, okazuje się , że po kamienistej ścieżce dreptam właściwie sam mijając po drodze tylko kilka osób sączących piwo. Taki stan utrzymuje się aż do klasztoru na Świętym Krzyżu. Tylko na samym szczycie obserwuję kilku turystów z większymi plecakami (sic!), a poza tym pustki. Zatrzymuję się jeszcze w punkcie widokowym na gołoborza, ale widok jakoś nie robi dużego wrażenia. Schodzę tą sama drogą już w ciemnościach, przy świetle czołówki. Poza pijanymi dzieciakami nie spotykam już nikogo, aż do samej Nowej Słupii.
Tu też, o 22:00, kończy się moja wycieczka.
Wyjazd przygotowany palcem po mapie , cały dzień zwiedzania i tylko kilka miejsc odwiedzonych spośród całej palety punktów wartych odwiedzenia. Wiele atrakcji świadomie pominąłem, gdyż priorytetem było zobaczenie czegoś nowego, a plan konkretny. Jednakże miejsca pominięte zaznaczyłem i podkreślam, że również warte są uwagi. Turyście który chciałby powtórzyć moja trasę bez pospiechu, zaliczając wszystkie checkpointy sugeruję podzielić ja na 2 dni .
Dla osób zastanawiających się czy wybrać się w Świętokrzyskie i co tu jest właściwie ciekawego, dedykuje ten i mam zamiar przygotować jeszcze parę wpisów, które zachęcą do dowiedzenia tego terenu o nieopisanym bogactwie kulturowych i naturalnym. Mam nadzieję, że chociaż w części uda mis się przedstawić piękno mojej małej ojczyzny i odegrać rolę lokalnego patrioty.
Cudze chwalicie, swego nie znacie…
Nie ma czasu do stracenia – ruszaj w Świętokrzyskie!!!
GALERIA z wyjazdu
Tomasz Duda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz