niedziela, 18 listopada 2018

Maraton na orientację KIWON 2018 - z pamiętnika organizatora.

Jako, iż w październiku miał miejsce II Maraton na Orientację Kiwon, chciałem podzielić się spostrzeżeniami z samego procesu organizacji imprezy.

Już we wrześniu roku poprzedniego udało mi się zrealizować kolejne z marzeń i wprowadzić w życie plan organizacji "własnego" biegu na orientację. Beskid Niski i Pogórze Karpackie okazały się przy tym znakomitymi krainami geograficznymi na organizację rajdu. Dopiero analizując mapy uświadomiłem sobie, jak szerokie spektrum możliwości oferują sobą wskazane tereny. 
Pierwsza edycja imprezy wypaliła w połowie września 2017 roku , a już miesiąc po niej zacząłem myśleć, gdzie będzie kolejną. 



W 2018 postanowiliśmy po raz drugi skorzystać z pomocy wójta gminy Lipinki i zaaranżować na bazę biegu teren byłej Szkoły Podstawowej w Rozdzielu. Nie było przy tym obawy, że teren został już wyeksploatowamy biegowo, gdyż rok temu punkty generalnie rozmieściłem na północ od miejscowości, zaś w tym roku chciałem pokazać zawodnikom, że prawdziwa zabawa czeka na południe od bazy, w głuszy Beskidu Niskiego. Nie ukrywam, że potencjał tego terenu bardzo mnie zainteresował - lużo lasów, relatywnie niewiele dróg oraz ciekawe punkty charakterystyczne - cmentarze wojenne, kapliczki, jaskinie. 
Przy tym pamiętam, że w ubiegłym roku pojawiły się głosy, że impreza jest zbyt łatwa. Tym razem postanowiłem, żeby popracować dłużej nad mapą i zgodnie z oczekiwaniami podkręcić poziom. Oczywiście nie chciałem sztucznie go stymulować i "chować punktów po krzakach", a urozmaicić same przeloty pomiędzy punktami. 

TP 15 fot Monika Tota

TP 50, fot. Monika Tota


Jak zwykle, wszystkie interesujące miejsca trzeba było objechać i sprawdzić, gdyż mapa okazała się nie odzwierciedlać rzeczywistości w wielu miejscach. Koncepcji na rozlokowanie punktów było sporo, przejechanych kilometrów jeszcze więcej. Spędziłem nad tym wiele godzin w terenie i przy komputerze, tak że ostateczna trasa powstała około dwa tygodnie przed biegiem i mapa następnego dnia poszła do druku.

Jak się okazało w praktyce, trasa TP50 była dla uczestników trudna i chyba nikt nie pokonał jej w najkrótszym wariancie proponowanym przez organizatora. Wybierane były przeważnie dłuższe warianty biegowe. Niemniej jednak na mecie widać było, że bieg się spodobał. Choć niewiele osób ukończyło w limicie czasu, to jednak nie słyszałem pretensji czy żalu. Było widać satysfakcję i chęć rywalizacji. Przy tym zasadniczą rolę odgrywał dla nas fakt, iż chociaż lokalizacja punktów była nieraz zagmatwana, to generalnie nie było znacznych problemów z ich znalezieniem. Tzn dla jednej osoby trudniejszy był jeden PK, dla drugiego inny, co pozwala mi na stwierdzenie, że zostały postawione poprawnie. Co by nie mówić, osobiście z trasy jestem bardzo zadowolony.

fot. Monika Tota


Druga edycja biegu pokazała, że impreza zyskuje na popularności. Zachowaliśmy konwencję imprezy kameralnej i z góry przyjętego limitu - 100 miejsc. Zapisało się 105 osób, zaś wystartowało 81 osób. Przy tym rok temu - nie oszukujmy się, w dużej mierze dopisali biegowi znajomi. W tym  niestety duża ich część wybrała Łemkowyne czy Harpagana (organizowanego tydzień później), jednak lista zapełniła się ludźmi z całej Polski. Tym samym są podstawy, aby twierdzić, że Kiwon 2017 roku miał swój oddźwięk i spodobał się w środowisku. Tendencja jest bardzo optymistyczna i dobrze rokuje na przyszłość. Nie ukrywam, że na frekwencję niewątpliwie wpłynęła znakomita pogoda i złota polska jesień. Z pewnością był to czynnik, który zachęcił niezdecydowanych. 

fot. Monika Tota


Inną kwestią pozostaje również kameralny charakter biegu. Pomimo zwiększonej liczby zawodników, których osobiście nie znam, na maratonie czułem się jak w grupie przyjaciół.Udało się osiągnąć coś niewymiernego, ale bardzo wartościowego. Atmosferę, której na typowym dużym biegu ultra po prostu nie sposób stworzyć. Przynajmniej tego rodzaju atmosfery małej społeczności towarzystwa i koleżeńskości. Ma to dla mnie większe znaczenie niż prestiż biegu, frekwencja, czy opinie środowiska. Co więcej uważam, że organizacja takich imprez pozwala im na przerwanie w rywalizacji z kolosami, organizowanymi na kilkaset osób. I nie mówię tutaj o konkurencji finansowej, bo na biegach PMnO trudno zarobić, a 1/4 opłaty startowej, jaką płaci się w porównaniu do standardowego "ultra" nie pozwala na zapewnienie analogicznych świadczeń, ale o samej popularności wydarzenia w środowisku biegowym. Ja jestem przekonany, że są i będą ludzie, którzy na tego typu imprezy będą chcieli jeździć i dla nich to robimy. 

fot. Monika Tota


Z dużym zadowoleniem piszę również, iż w trakcie Maratonu obyło się bez wypadków i nieprzewidzianych sytuacji. Jedyną niespodziewaną interwencją, jaką musieli podjąć organizatorzy była wymiana perforatora przy PK 11, który został uszkodzony. Pomimo, iż duża część uczestników skończyła zabawę po limicie, to nikt nie wpakował się w kłopoty. Zwieziono kilka osób jednak w każdym przypadku odbyło się to bez komplikacji.

Podsumowując, imprezę uważam za bardzo udaną i jestem szczęśliwy, że mogłem wziąć udział w .jej organizacji. Rok temu generalnie wszyscy byli zadowoleni, ale odbiło się jakoś bez echa. Tym razem miałem wrażenie, że osiągnęliśmy coś więcej. W rozmowach z uczestnikami właściwie nie tylko, że każdy miał dobrą opinię, ale był biegiem wyraźnie usatysfakcjonowany i czuć było z wypowiedzi rzeczywistą  radość. Przy tym wydaje mi się, że podniesienie poziomu trudności nie spowodowało niechęci - wręcz przeciwnie. W większości  wypadków  słyszałem o chęci rywalizacji i deklaracje pokonania trasy za rok.

fot. Monika Tota


Przy okazji opisywania moich spostrzeżeń i podsumowania chciałbym podziękować  wszystkim, którzy pomagali nam w organizacji przedsięwzięcia  i w jakikolwiek sposób dołożyli swoją cegiełkę do wspólnej budowy. Tym razem bez nazwisk. Jeżeli zrobiłeś cokolwiek w związku z imprezą, od prostych czynności, aż po udział - serdecznie dziękuję. Mam nadzieję, że zobaczymy się za rok.  


Tomek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz