We can, Khan Tengri zdobyty!!!
Od powrotu do Polski uczestników wyprawy minęło już kilka dni. Powoli ucichło ogólne zamieszanie, zamęt i załatwianie spraw osobistych, "zamiecionych" pod dywan blisko miesięcznym wyjazdem.
Przyszedł czas na słowo podsumowania po wyprawie, skrót myślowy który nada ciągłość tematowi i będzie jakby prequelem do bardziej obszernej opowieści w formie relacji z wyprawy.
Co by nie przeciągać - szczyt został zdobyty! 6 sierpnia o godzinie 14:13 czasu lokalnego połączyłem się przez krótkofalówkę z Januszem, który zameldował się z 7000 m npm, gdzie dotarł wraz z Jankiem. W tym momencie cel wyprawy został osiągnięty, a nas wszystkich ogarnęła niesamowita radość.
Niestety, na tej Górze nie ma tak łatwo i wejście oznaczało dopiero początek zabawy - zabawy o bezpieczne zejście do bazy.
Chłopaki skończyli akcję górską około 19:40 tego samego dnia i zalegli w namiotach, pojeni i karmieni czym tylko się dało. Odpoczywać jednak nie mieli zbytnio okazji - koniunkcja sprzyjających warunków terenowych i śniegowych stwarzała doskonałe warunki do relatywnie bezpiecznego zejścia, które trzeba było wykorzystać. O 2:30 w nocy zadzwonił więc budzik, a zgrabione palce musiały odsunąć śpiwory i założyć przymarzłe buty.
Kuluar Siemionowa do ostatniej minuty trzymał nas z sercami na ramieniu i wysoką aderenaliną. W czasie zejścia spadły jeszcze dwie niegroźne lawiny, a trasa biegnąca przez świeże lawinisko rozbudziła jeszcze wiele niezdrowych myśli.
Akcja górska zakończyła się około 7:00 rano, bo mniej więcej wtedy dotarliśmy do Camp 1, ze świadomością, że nic nam na głowę już się nie urwie.
Nieopisane szczęście sprawiło zaś, że dop Base Camp zeszliśmy akurat przed przylotem śmigłowca, oszczędzając sobie tym samym nudnego i męczącego oczekiwania na kończących się zapasach żywności.
Tyle słowem skrótu akcji górskiej. Udało się wejść i bezpiecznie wrócić, co jest zasługą całego zespołu. Każdy włożył wiele wytężonej pracy i zapału, aby cel został osiągnięty. Jak widać - zaangażowanie procentuje, a włożony wysiłek zwraca się sukcesem.
Nieocenione okazało się zeszłoroczne doświadczenie. Realizacji wszystkich zamierzeń organizacyjnych i logistycznych udała się w ok. 95%. Biorąc pod uwagę, że 100% byłoby utopią, to po prostu wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. No może poza tym, że Twixy się rozpuszczały, a ogrzewacze chemiczne w butach nie działały jak powinny. :)
Media powyprawowe ogarniamy powoli. Tak gwoli ścisłości. Z dni na dzień, z tygodnia na tydzień zostanie opracowana galeria zdjęć, obszerna relacja, a nawet film z wyprawy. Kibicującym i sympatykom wyprawy raz jeszcze dziękujemy za wsparcie i trzymanie kciuków, które wprowadziły nas na szczyt. Zarazem jednak prosimy o cierpliwość. Wszystko pojawi się systematycznie, a czekanie i śledzenie naszych mediów z pewnością się opłaci.
Pozdrawiam
Tomasz Duda